17.12.2014

Rozdział 5.: Kat, masz ochote na kino?

    Oparłam skroń o zimną szybę, przymykając oczy. Nigdy nie pomyślałabym, że sesja zdjęciowa może być tak nudna i tak długa jak ta, na której znajdowali się właśnie chłopcy. Oczywiście jedyną atrakcją dla nich była tutaj naprawdę ładna dziewczyna, która robiła im zdjęcia. Niall nie próżnował cały czas mówiąc coś, co ją rozbawiało, a przy tym wszędzie wczepiając podtekst erotyczny. Miałam ochotę zwymiotować wszystkie tandetne teksty, na których za każdym razem ona chichotała niczym idiotka. Przewróciłam oczami na myśl, że jeżeli nie wyjdziemy stąd w trakcie nadchodzącej godziny to on "weźmie" ją na najbliższej kanapie. Skrzywiłam się, potrząsając głową. Boże, dlaczego w ogolę o tym myślę?!
    Otworzyłam oczy, patrząc na przechodniów. Z budynku, w którym byliśmy miałam naprawdę dobry widok na dość ruchliwą ulicę, więc postanowiłam zabić czas, obserwując jak większość osób spędza wolny dzień w Londynie. To zdecydowanie nie było to samo, co wiecznie pędząca Warszawa.
    Wpatrywałam się w ludzi wychodzących z parku z dziećmi, każdy z nich miał szeroki uśmiech na twarzy i byli pogrążeni w rozmowie między sobą. Nigdzie się nie śpieszyli, po prostu starali się cieszyć dniem. Westchnęłam, wspominając lata, kiedy Josh zabierał mnie na plac zabaw do Kołobrzegu. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, po czym spojrzałam na duży ruch przy budce z lodami i zamarłam. Kruczoczarne włosy były w całkowitym nieładzie, a lewy profil chłopaka był idealnie taki, jak pamiętałam. Lekki zarost okalał jasną skórę, a na twarzy brakowało uśmiechu, ale to na pewno był on. Wciągnęłam ze świstem powietrze, kiedy odwrócił się tak, że widziałam jego cała twarz, ponieważ, kurwa, wiedziałam, że to on.
    Otworzyłam szeroko oczy, widząc jak podaje rożek z jakimś lodem małemu chłopcu, który mógł mieć może cztery lata. Był do niego tak podobny, że przez chwilę zastanawiałam się, czy to nie jego syn. Szybko odtrąciłam od siebie tę myśl, nie dlatego, że to nie było możliwe, ale dlatego, że nie chciałam by to była prawda. Nie mogłam uwierzyć, że siedzę przy oknie i wgapiam się w miłość mojego życia, którą wszyscy oskarżali za uprowadzenie mnie. Nigdy nie sądziłam, że mogę go gdziekolwiek zobaczyć. Przepadł bez śladu, kiedy zostałam porwana. Nie chciałam po prostu patrzeć na niego z okna jednego z wieżowców. To była moja okazja, moja nadzieja i wiedziałam, że jeśli jej nie wykorzystam będę tego żałowała do końca życia. Nie chciałam zrobić niczego głupiego. Po prostu chciałam go dotknąć, przekonać się, że jest prawdziwy, że... naprawdę żyje. Poczułam pojedynczą łzę spływającą po moim policzku i szybko ją wytarłam. Tak bardzo brakowało go w moim życiu.
    Zanim zdążyłam się drugi raz zastanowić, wybiegłam z pomieszczenia, ignorując krzyki brata. Zbiegałam po schodach, bo winda wydawała się w tamtej chwili zbyt wolna i kiedy już byłam na zewnątrz szybko podbiegłam do budki, ale jego już tam nie było. Rozglądałam się, zastanawiając dokąd mógł ruszyć, kiedy poczułam wibrację telefonu. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i wcisnęłam odpowiedni przycisk, wciąż szukając wzrokiem bruneta.



    Wciągnęłam ze świstem powietrze, czytając kilka razy treść wiadomości. Poczułam zawroty głowy, a oddychanie stało się nagle niesamowicie trudną umiejętnością. Wzrokiem błądziłam po ekranie komórki, mając nadzieję, że tylko umysł płata mi figle i jedynie wyobrażam sobie tekst przede mną. Nie chciałam wierzyć własnym oczom. Znowu miał nade mną przewagę i czułam się przez to jeszcze mniejsza niż byłam w rzeczywistości. Czułam palące ukłucie w klatce piersiowej, kiedy wydałam z siebie cichy, rozpaczliwy szloch. Dłonie zaczęły mi drżeć, przez co telefon trząsł się przed moja twarzą. Żołądek zamienił się w supeł i zaczynało zbierać mi się na wymioty, a do tego wszystkiego czułam ten wstrętny smród stęchlizny, taki sam, jak ten który towarzyszył mi każdego dnia w zamknięciu. Ostrość otaczającego mnie świata powoli słabła, kiedy do oczu napływały mi łzy. Miałam ochotę uciec jak najdalej z miejsca, w którym stałam, ale gdybym to zrobiła, dałabym mu pewnego rodzaju wygraną, bo wciąż nie znam miasta i na pewno nie wiedziałabym jak wrócić do domu, a wtedy on mógłby zaatakować.
    Poczułam dłoń na ramieniu przez co podskoczyłam cicho piszcząc w naturalnym odruchu, który jest następstwem strachu. Odwróciłam się szybko i zauważyłam zdziwione spojrzenie Josha. Przygryzłam dolną wargę, bo te wakacje miały być oderwaniem, czymś nowym i lepszym niż dotychczasowe życie, a jak na razie udało mi się sprawić, że mój brat ma mnie za popieprzoną zbiegłą zakładu psychiatrycznego.
    — Jest okay, ja tylko... um, widziałam kogoś znajomego — wyjaśniłam, ale najwyraźniej nie byłam zbyt przekonująca.
    — Ty płaczesz?
    — To ze szczęścia - mówiłam szybko. Zdecydowanie za szybko. — Ja... ten... dawno nie widziałam tego kogoś.
    — Fajnie, ze go spotkałaś! To gdzie on jest? — zapytał z najbardziej szczerym uśmiechem, jaki świat widział. Nie cieszyłby się tak, gdyby wyszło na jaw, że chodzi o gościa, który prawie cię zabił, mruknęła moja podświadomość.
    — Jakby nie zdążyłam go złapać.
    — Och — odparł, a jego uśmiech wyraźnie zgasł. — Przykro mi, sis — dodał, przytulając mnie jednym ramieniem. Westchnęłam w jego koszulkę, kiedy usłyszałam wyraźne odkaszlnięcie i stanęłam na palcach, spoglądając na osobę, która nam przerwała. Dostrzegłam wredny uśmieszek Horana na chwilę przed tym jak zauważył go Josh, dzięki czemu blondyn zdążył puścić mi oczko.
    Więc teraz tak pogrywa?
    — Seria rodzinnego pocieszania się skończyła? — zadrwił, zbierając szturchnięcie od Liama, który posłał mi przepraszający uśmiech.
    — Jedziemy po jakieś jedzenie. Macie ochotę zabrać się z nami? — zapytał szybko, próbując zmienić nastrój, jakby poprzedniego pytania nie było. Mój brzuch zaburczał na wspomnienie jedzenia. Och, no tak, śniadanie.
    — Kat? — Josh skupił na mnie uwagę, czekając na decyzję, na co Niall przewrócił oczami.
    Tak, widziałam to, kutasie.
    — Z przyjemnością — odpowiedziałam, zostając niemal oślepiona przez idealny uśmiech Louisa.
    — Może po prostu jedźmy do domu i zamówmy pizze? — Głos Zayna przerwał chwilę ciszy, w której czekaliśmy, aż Harry w końcu wyjdzie z budynku. Swoją drogą zaczęłam mieć przeczucia, że to nie Niall, a Loczek postanowił jednak zaliczyć mały numerek z panią fotograf. Może jednak Alex miała rację, nazywając go Harry Pieprzący-Wszystko-Co-Się-Rusza Styles? Tylko czemu ja, do cholery, o tym myślę?!
    — Możemy tak zrobić? Chyba nie chcę przeżyć kolejnej napaści przez wasze fanki.
    — W takim razie jedziemy do domu. — Blondyn wzruszył ramionami, kierując się w stronę auta, którym przyjechaliśmy. Czy on ma zamiar odjechać bez kumpla?
    — Niall... jeszcze Harry — upomniał go Liam, na co blondyn zareagował przeciągłym jękiem.
    — Nie może wrócić taksówką?
    Josh spiorunował go wzrokiem. Stałam obok i kolejno patrzyłam na każdego, bo jak dla mnie cała sytuacja wydawała się naprawdę zabawna. Może zgrywa się, bo dostał kosza? Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się jaką miał minę, kiedy usłyszał "nie". Chociaż... czy to było możliwe? Z dwojga złego to on jest seksowniejszy. Stop! Czemu ja w ogóle zaprzątam sobie nimi głowę? Boże, potrzebuję jedzenia, odwala mi.
    — O czym tak myślisz, Devine?
    Podniosłam wzrok i zmarszczyłam brwi, kiedy te słowa wyrwały mnie z zamyślenia. Świetnie, więc teraz będzie mi mówił po nazwisku? Naprawdę marzyłam o tym, żeby mu przywalić. Nienawidzę, kiedy ktoś się tak do mnie zwraca. To takie... irytujące.
    — Nie interesuj się, Horan.
    Spojrzał na Josha, po czym zacisnął usta w cienka linię. Ciekawe, co takiego chciałby powiedzieć. Może nie znałam go nie wiadomo jak dobrze, ale widziałam, że się przed czymś powstrzymuje. Przeczesałam włosy ręką, napotykając wzrok Louisa. Ledwo widocznie pokiwał przecząco głową, na co przychyliłam głowę w prawą stronę, marszcząc brwi. A temu, o co chodzi?
    — Przepraszam, już jestem. — Krzyk Harry'ego odwrócił uwagę ode mnie i blondyna i w sumie to byłam mu wdzięczna. Pojawił się w odpowiedniej chwili.
    — Po prostu wsiadaj do samochodu. — Irlandczyk parsknął, zauważając, że koszulka Loczka jest założona na zła stronę. Wpatrywałam się w widoczny po lewej stronie szew. Poważnie pieprzyli się w studiu? Wow. Odwróciłam wzrok, kiedy usłyszałam za sobą odchrząknięcie. Zauważyłam, że Zayn wsiadł już do auta, natomiast Niall stoi przy otwartych drzwiach pasażera. — Prowadzę — poinformował Louisa, odbierając od niego kluczyki, po czym spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem. — Devine — powiedział, robiąc gest ręką, że mam wsiadać.
    — Horan? — Uniosłam brwi ku górze, zdziwiona jego zachowaniem, a jednocześnie próbowałam rozgryźć, co on kombinuje. Przełknęłam głośno ślinę, niepewnie ruszając w stronę swojego miejsca. Zatrzymałam się przy drzwiach, zamierzając wejść do środka, kiedy on pochylił się tak, że jego usta wylądowały tuż przy moim uchu.
    — Wolałbym, żebyś mówiła mi po imieniu, kochanie. Przecież oboje wiemy, że w końcu będziesz je krzyczeć — zamruczał, a ja poczułam dreszcze w dole kręgosłupa.
    — Oboje wiemy, że o tym marzysz — odpowiedziałam z o wiele większą pewnością w głosie niż czułam naprawdę. Nie mogłam się przecież poddać i za każdym razem przewracać oczami, bądź ignorować jego gierki słowne.
    Przygryzł dolną wargę, ukrywając uśmiech, a ja pośpiesznie usiadłam na miejscu, unikając tego cudownego widoku. Gdybym jeszcze chwilę na niego patrzyła, możliwe, że zaczęłabym się ślinić. Jak to możliwe, by być jednocześnie odrażającym i tak pociągającym? Przecież to są przeciwieństwa, do cholery! Spojrzałam w boczne lusterko i spotkałam się ze zmartwionym wzrokiem Louisa. Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że przestanie patrzeć na mnie w ten sposób, ale on tylko westchnął i zaczął jakiś temat z Harrym.
    Drzwi po mojej prawej sie otworzyły, a na miejsce wsiadł blondyn, posyłając mi jeden z piękniejszych uśmiechów jaki w życiu widziałam. Przygryzłam wargę, żeby mieć pewność, że nie mówię tego na głos, a on przewrócił oczami, wkładając kluczyki do stacyjki. Gdzie się podziało jego rozbawienie? Zrobiłam coś nie tak? Westchnęłam, zapinając swój pas. Jest taki zmienny, ze można się zgubić.
    — Kat, masz ochotę na kino? — zapytał nagle Harry, kiedy byliśmy w drodze do mieszkania chłopaków. Wszyscy ucichli, wbijając w niego wzrok, a Horan gwałtownie zahamował, mrucząc pod nosem coś typu "pieprzone światła", co zaskoczyło mnie nawet bardziej niż pytanie Harry'ego, bo gdyby tylko chciał to spokojnie zdążyłby jeszcze na zielone.
    — Harry. — Liam brzmiał jakby upominał chłopaka. Jezu, są tacy dziwni!
    — Miałem na myśli, żebyśmy razem jutro wyszli. — Uniósł ręce w geście obrony, jednak jego uśmiech zdradzał, że jest nieco zdenerwowany. — Zapytałem ją pierwszą, bo jest kobietą. No wiecie... kultura i te sprawy.
    — W sumie to fajny pomysł — powiedziałam, ratując Loczka z niezręcznej sytuacji, na co Niall prychnął pod nosem. O co ci znowu chodzi, człowieku?!
    — Tak, słyszałem, że ma wejść do kin nowy film "Zabiłem swojego kumpla". Ciekawy tytuł nie sądzicie? — odezwał się nagle Josh, zerkając ukradkiem w stronę Stylesa.
    Boże, co? Posłałam bratu zdezorientowane spojrzenie, jednak on odpowiedział mi uśmiechem. Gdyby nie wybijające rytm na jego kolanie palce, oznaczające zdenerwowanie może i bym się nabrała. Czy on naprawdę zapomniał, ze znam wszystkie jego nawyki? Horan uśmiechnął się, słysząc słowa szatyna, a ja ponownie tego dnia poczułam się kompletnie zdezorientowana, ale jednego byłam pewna. Musiałam jakoś poznać tę ich pozawerbalną komunikację.

-ALEX-

    Siedziałam przy stoliku w McDonalds'ie, czekając na zamówione McFlurry i jak zawsze spóźnionego Eryka. Kiedy wreszcie zauważyłam na dużej tablicy swój numerek z uśmiechem odebrałam dwa pudełeczka z lodami i wróciłam na poprzednie miejsce. Położyłam telefon na stoliku, co chwilę zerkając na niego z nadzieją, że Will w końcu mi odpisze i kiedy ekran w końcu się zaświecił, wręcz rzuciłam się na telefon.
    — Na czyją wiadomość się tak cieszysz? — usłyszałam znajomy głos i zauważyłam chłopaka, schylającego się, by dać mi buziaka w policzek na przywitanie.
    — Domyśl się — przewróciłam oczami. — Tak poza tym to znowu jesteś spóźniony.
    — Tak, tak wiem, ale hej, taki wygląd wymaga czasu. — Puścił mi oczko, zabierając swój kubek. — Ciągle ten cały Will? Alex jak możesz siedzieć praktycznie całe dnie z telefonem i pisać z kolesiem, którego nie znasz. Dobry Boże, on nawet nie podał ci prawdziwego imienia!
    — Jaki wygląd, idioto? — Zaśmiałam się. Nie mogłam się powstrzymać przed skomentowaniem pierwszej części jego wypowiedzi, na co on jedynie pokiwał głową. — Hej, chce, żebym pisała z nim ze względu na niego, a nie ze względu na to, że jest sławny, więc podał mi drugie imię. To nie zmienia faktu, że go lubię. Poza tym, przecież też nie podałam pierwszego imienia. W końcu dowiem się kim jest, chociaż to i tak niczego nie zmieni.
    — Tylko się nie zakochaj — powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. To niemożliwe. Mam chłopaka, a Will po prostu szuka kogoś do pogadania. Poza tym nie moglibyśmy być razem. On nie zna polskiego i jeździ po świecie koncertując, a ja... cóż, ja jestem w Warszawie bez żadnych dobrych planów na przyszłość. Gdybym się w nim zakochała, to źle by się skończyło, bo on nie mógłby zakochać się w takim zerze jak ja. - No dalej, odpisz mu, bo twój telefon zaraz się przegrzeje z nadmiaru wiadomości.
    Uśmiechnęłam się, odblokowując ekran i czytając parę wiadomości, które zdążył przysłać, kiedy rozmawiałam z Erykiem.

W: Hej. Przepraszam, że nie odpisywałem. Mieliśmy przymiarkę ubrań do sesji.
W: Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
W: Eeeeej, CeCe, no odpisz mi. :(
W: Gdzie się podziewasz?
W: Zrobiłem coś nie tak, C?
W: Prooooszę, odpisz. Martwię się. x

    Przygryzłam dolną wargę, by nie szczerzyć się do ekranu. Nie moja wina, że jest taki uroczy. Eryk przewrócił oczami na mój widok, po czym wrócił do jedzenia swoich lodów, a ja zabrałam się za odpisywanie. Pisałam z Williamem już trochę ponad rok, a mimo to nie dowiedziałam się, kim naprawdę jest. Kiedy pierwszy raz z nim pisałam jego zespół dopiero zdobywał sławę, a teraz byli znani. Nie miałam pojęcia, jaki to zespół. Czasami zastanawiałam się nad tym, że może słucham codziennie jego głosu i nie mam pojęcia, że to on. Próbowałam na własną rękę dowiedzieć się z kim piszę, ale William to naprawdę popularne drugie imię wśród gwiazd. Równie dobrze mogłabym pisać z Louisem Tomlinsonem i nie zdawałabym sobie z tego sprawy.

A: Przepraszam! Zagadałam się z przyjacielem. :)
A: Jakie plany na dziś? x
W: Poza wywiadem, który zaczyna się za pół godziny mam wolny dzień. Zanudzę się na śmierć. :(
A: Chyba nie sądzisz, że pozwolę Ci nudzić się w samotności. ;)
W: Liczyłem na taką odpowiedź, ale nie chcę rujnować Ci planów.
A: Akurat dziś niczego szczególnego nie robię.
W: Nie powinnaś spędzać wieczoru z chłopakiem?
A: Um, może powinnam, ale rano mówił, że dziś nie da rady się ze mną spotkać...
W: Och. Więc bardzo chętnie dotrzymam Ci towarzystwa. :))
A: Będę zaszczycona. :)
W: Hej, CeCe, muszę kończyć. Odezwę się za jakieś półtorej godzinki, okay? xo
A: Jasne. xo

    — Za bardzo się do niego przywiązujesz, Alex — odezwał się nagle Eryk.
    — Co? — odpowiedziałam zaskoczona.
    — Will. Stał się dla ciebie zbyt ważny. Ta znajomość wymknęła ci się spod kontroli.
    — Wcale nie. — Spuściłam wzrok na kubek z lodami, nabierając kolejną łyżkę.
    — Dobrze wiesz, że tak. — Przewrócił oczami. Nienawidzę, gdy to robi. — Czemu jesteś tak uparta i nie możesz przyznać mi racji?
    — Nie jestem uparta, a ty jesteś kretynem i jak zawsze się mylisz.
    — Jak uważasz. Po prostu nie chcę, żebyś się rozczarowała. Ten koleś może nawet naprawdę nie istnieć. — Przygryzłam wargę na jego słowa, a kiedy to zauważył, szybko zmienił temat. — No, ale nieważne. Mówiłaś, że masz ważną sprawę.
    — Och, no tak! Wyleciało mi z głowy. Cóż, Josh dał mi follow! — Wyszczerzyłam się, klaszcząc w dłonie, na co chłopak uniósł wysoko brwi.
    — Dał follow tobie, a mi nie?! Gdzie się podziała ta solidarność jajników, o której tyle mówił?! — mówił z przejęciem, łapiąc się za serce. Wgapiałam się w niego, zaskoczona zdolnościami teatralnymi, jakie wykazywał w tamtej chwili. — Zranił moje uczucia — dodał pełen udawanego oburzenia, wyjmując z kieszeni telefon. — Zaspamuję go za to.
    Wybuchłam śmiechem, widząc jego "złowrogą" minę. Nie mogłam uwierzyć, że znowu wraca do tych... jajników. Josh zawsze wmawiał Erykowi, że musi być po jego stronie, bo chłopaki trzymają się razem. W ten sposób nigdy nie mogliśmy się dogadać, bo ich było dwóch, a przeciwne głosy należały do mnie i Kitty. Cokolwiek chcieliśmy robić - musieliśmy się najpierw o to pokłócić, dopóki słabsi (chłopcy) się nie poddawali. Chyba, że chodziło o deskę... wtedy byłam jedyną osobą przeciwną.
    — Też mam follow! — Wyszczerzył zęby tak mocno, że aż zabolały mnie policzki na ten widok. — Jednak o mnie nie zapomniał — powiedział, wystawiając mi język.
    — Dobra, a teraz powa...
    — Ty jesteś Eryk? — przerwał mi niewysoki szatyn, podchodzac do naszego stolika. Wyglądał na lekko przerażonego i młodszego od nas.
    — Taa, a ty too? — zapytał, unosząc jedną brew ku górze.
    — Um, Igor. Nie pamiętasz? Byłem na ostatnim treningu, dostałem się do drużyny i...
    — Okay, słuchaj, trochę mi przerwałeś, a mamy mało czasu, więc możesz po prostu powiedzieć, po co tu jesteś? — wtrąciłam, na co chłopak odwrócił się w moim kierunku. Jego oczy natychmiast szerzej się otworzyły, a policzki lekko się zaczerwieniły, kiedy mnie zauważył.
    — A-Alex? Przepraszam, tylko, ja... już idę — wyjąkał, kiedy ja tylko patrzyłam na niego zdziwiona. Skąd on w ogóle zna moje imię? Miałam go o to zapytać, ale nie zdążyłam, gdyż szybko odwrócił się w stronę mojego przyjaciela. — Trener mówił, żeby przypomnieć ci o liście wyjazdowej. Masz ją przynieść na dzisiejszy mecz.
    Jak tylko skończył mówić, prawie biegiem opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na Eryka, ale on tylko się zaśmiał, dokańczając swoje lody, po czym szybko zadzwonił do mamy, prosząc, by wzięła ową listę ze sobą. Pokiwałam jedynie głową, nabierając resztki swojego deseru na łyżkę.
    — Dziwny koleś — odezwałam się, po chwili.
    — Podobasz mu się i nawet nie zaprzeczaj. Wyglądał jakby zobaczył ducha, a później był cały czerwony. To oczywiste.
    — Nieważne, widzę go pierwszy raz w życiu. Wracając, Kitty ma być dziś na skype. Wpadniesz do mnie po meczu?
    — Gadałaś z nią? Jasne, że wpadnę.
    — Um, tak. Ma mały nawrót lęku. Miała koszmar, a poza tym panikuje, bo jej zdjęcia są w necie.
    — Czemu nic nie mówiłaś od razu, Alex?! Dlaczego tam są? Chyba nie myślisz, że on wróci?
    — Spóźniłeś się, a mi trochę wyleciało to z głowy. Ciesz się, że w ogóle ci powiedziałam. Cóż, Josh jest sławny, a poza tym Kitty mieszka teraz z całym One Direction. To normalne, że fandom się nią zainteresował. Chcą wiedzieć, czy nie jest żadnym z nich. Kto wróci? Dylan? Ten pajac nawet niech tego nie próbuje, bo...
    — Na litość boską nie masz pewności, że on jej to zrobił! Skończ z tym i nie wypowiadaj przy niej jego imienia. Może tego nie pokazuje, ale wciąż jest jej ciężko. Muszę iść. Dochodzi siedemnasta, a ja muszę ogarnąć i zmotywować całą drużynę. Wpadnę jak tylko będę wolny i...
    — Nie jesteś zły, że mnie tam nie będzie, prawda? — zapytałam, kiedy wstał z miejsca, biorąc swoją torbę sportową. Uniósł wysoko brew, zdziwiony moim pytaniem.
    — Jasne, że nie. To tylko mecz towarzyski, a przecież na wszystkich innych jesteś. Skoro was nie powołali to znaczy, że to nic ważnego, więc nie musisz siedzieć na trybunach tylko ze względu na mnie. Wiem, że nie potrafisz usiedzieć tak długo w miejscu. — Uśmiechnął się, udowadniając, że mówi prawdę. W sumie miał rację. Jeśli byłby to ważny mecz, Morris pewnie zadzwoniłaby i kazałaby sprowadzić wszystkie cheerleaderki, żeby dopingować naszych, ale nie zrobiła tego. — Naprawdę muszę uciekać. Trzymaj się — powiedział szybko, wsuwając swoje krzesło, po czym pocałował mnie w policzek i ruszył do drzwi.
    — Hej, Eryk! — krzyknęłam zanim zdążył wyjść. Odwrócił się, marszcząc brwi. — Skop im tyłki, kołku! — dodałam z szerokim uśmiechem, na co odpowiedział mi tym samym i skinął lekko głową, wychodząc z budynku.
    Po chwili, kiedy ludzie powoli zaczęli zapełniać lokal, zebrałam pusty kubek ze stolika i wyrzuciłam go do śmieci, kierując się do drzwi. Mój telefon zadzwonił, sygnalizując przyjście nowej wiadomości. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i odczytałam ją. Uśmiechnęłam się, widząc zaproszenie na kolejną imprezę. Cóż, może nigdzie nie wyjadę w te wakacje, ale przynajmniej nie będę nudziła się w domu.

-KATRIN-

    Podałam Zaynowi ostatni talerz, zakręcając wodę w kranie, po czym wytarłam mokre ręce o spodnie - taki głupi nawyk. Razem z Mulatem zostaliśmy przydzieleni do zmywania po jedzeniu, a wszystko dlatego, że przegraliśmy w głupią grę planszową. Przynajmniej dowiedziałam się, jak w tym domu dzielą się obowiązkami i miałam okazję pogadać chwilę z zazwyczaj małomównym brunetem.
    Dowiedziałam się, że ma dziewczynę, którą na pewno jeszcze poznam, bo niedługo będzie w Londynie. Poza tym, co wiedziałam już wcześniej, powiedział, że jego pasją są tatuaże. Zdradził mi również, że w jednym ze studiów tatuażu pracuje jego dobry kolega, który czasami pozwala mu pomóc przy projektowaniu różnych wzorów. Do tego uwielbia rysować i po moich długich prośbach, obiecał, że pokaże mi jakieś swoje prace, a kiedy powiedziałam, że też czasami lubię coś nabazgrać podłapał temat, więc głównie o tym później mówiliśmy.
    — Więc, chcesz teraz robić coś szczególnego, czy raczej wybierasz telewizję ze wszystkimi? — zapytał, odkładając suchy talerz na odpowiednią półkę.
    — Właściwie to powinnam być już zalogowana na skype — odparłam z uśmiechem. — Moja przyjaciółka pewnie już tam siedzi i przeklina mnie w myślach, więc wybacz, ale biegnę na górę.
    — Jasne, leć — odpowiedział, zamykając półkę. — Miłej rozmowy — dodał, kiedy wychodziłam z kuchni.
    — Dzięki — krzyknęłam, wbiegając po schodach.
    Kiedy dotarłam do pokoju szybko wyciągnęłam laptopa i zostawiłam go, żeby się włączył, a sama postanowiłam się przebrać, bo odrobinę zmoczyłam koszulkę, kiedy zbyt mocno okręciłam wodę, a na spodniach było widać mokre plamy, po tym jak wytarłam o nie ręce. Odpięłam szelki, rzucając je na dół szafy, po czym zdjęłam z siebie mokre rzeczy i wrzuciłam je do kosza na pranie w swojej łazience, po czym zdjęłam z siebie wszystkie bandaże, żeby moja skóra mogła trochę od nich odpocząć. Noszenie tego wszystkie w upalne lato to naprawdę trudna sprawa. Wróciłam do szafki jedynie w bieliźnie, wyciągając z niej parę ulubionych dresów, które rzuciłam na łóżko i jedną z szerszych koszulek na krótki rękaw.
    — Hej, Kat, Josh pyta... — Głos Louisa zwrócił moją uwagę. Odwróciłam się do otwartych drzwi, w których stał i zauważyłam z jakim przerażeniem się we mnie wpatruje. Szybko zakryłam koszulką tak wiele jak tylko mogłam, ale było zbyt późno. On widział. — Przepraszam, nie powinienem — dodał szybko i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć wybiegł z pokoju.


Od autorki: Jeśli ktokolwiek jeszcze tu jest i czeka na rozdziały to ładnie prosiłabym o komentarz. Chciałabym zobaczyć, czy jeszcze ktoś to czyta, czy może wszyscy odpuścili. :) A tymczasem życzę wszystkim wesołych świąt. xoxo