26.07.2014

Rozdział 4.: Ja tu tylko stoję, kochanie.

-KATRIN-

Otworzyłam oczy z prędkością światła i ciężkim oddechem, który próbowałam opanować. Wpatrywałam się w jasnozielony sufit, wmawiając sobie, że to tylko głupie sny, kiedy tak naprawdę szukałam ich przyczyny. Od dawna już nie męczyły mnie koszmary i naprawdę mnie to cieszyło. Aż do teraz, kiedy one wróciły, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, by nie obudzić przy tym Josha i wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. Niepokoiło mnie to, że jego obecność nie zatrzymała mojego umysłu. Zazwyczaj, gdy ktoś do mnie przychodził po nocnej pobudce, nic się już nie powtarzało, a teraz było inaczej. Przetarłam twarz dłońmi i wstałam z łóżka, spoglądając na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał siódmą czterdzieści. Jakim cudem obudziłam się tak wcześnie w wakacje? Miałam ochotę położyć się i dalej iść spać, ale kiedy mój umysł zasugerował kolejne sny od razu się rozbudziłam. Wyjęłam telefon spod poduszki i odblokowałam go, widząc nową wiadomość.


Najciszej jak umiałam, kierowałam się w stronę drzwi i szybko opuściłam pokój. Zeszłam na dół i kiedy znalazłam się w kuchni, wybrałam odpowiedni numer. Z niecierpliwością słuchałam kolejnych sygnałów.
— Okay, teraz żałuję, że kazałam ci dzwonić po przebudzenia — usłyszałam przeciągły jęk dziewczyny, na co zachichotałam.
— Więc, co jest tak ważne, że aż poświęciłaś swój sen, by mi o tym powiedzieć? — zapytałam, wstawiając wodę w czajniku, ale jedyne, co usłyszałam to wciągane ze świstem powietrze. — Alex, wszystko gra?
— Tak, ja tylko... nie mam pojęcia jak ci o tym powiedzieć.
— Najlepiej wprost. Zniosę wszystko — powiedziałam, przygryzając wnętrze policzka, bo przysięgam, że zaczęłam panikować, ale oczywiście nigdy bym się do tego nie przyznała.
— Po prostu... Kurwa! Twoje zdjęcia są w necie, Kitty!
Zamarłam.
Poczułam mocny ucisk w żołądku, a mój oddech zaczął drżeć. Wszystkie wspomnienia zawitały w mojej głowie, atakując mnie najgorszymi momentami. Głośny szloch wydobył się z moich ust, kiedy zsunęłam się na podłogę, owijając kolana jednym ramieniem, podczas, gdy w drugiej dłoni cały czas trzymałam telefon, jednak nie byłam w stanie niczego do niego powiedzieć.
Bałam się.
Nie to nie jest odpowiednie określenie.
Byłam, kurwa, śmiertelnie przerażona!
Opuściliśmy miasto, żeby uciec przed tym wszystkim. Ukryliśmy się w najbardziej zatłoczonej miejscowości, żeby nie mógł mnie w niej znaleźć, a teraz wszystko tak po prostu spieprzyłam. Ludzie zaczną drążyć wszystko, aż moje zdjęcie dotrze do niego i wróci, żeby dokończyć to, co zaczął kiedyś. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nawet nie byłam w stanie ich otrzeć. Wszystko działo się zbyt szybko. Nie byłam przygotowana na takie możliwości. Nie chciałam tego, do cholery!
— Kitty...
— Jak to możliwe, Alex? Czemu są w internecie?
— Wszyscy chcą wiedzieć, kim jesteś i dlaczego byłaś z chłopakami z One Direction. Jak na razie jest mnóstwo historii, bo fani chcą odkryć, co cię z nimi łączy — wyjaśniła, kiedy próbowałam się uspokoić, pociągając nosem. — To jeszcze nie znaczy, że on się na nie natknie. Stwierdziłam, że ci to powiem, bo nie byłam pewna, czy będziesz na Twitterze, czy gdzieś indziej, ale na razie nie panikujmy. Nie mamy pewności, gdzie jest i możemy mieć nadzieję, że nie zobaczy zdjęć. Myślmy pozytywnie.
— Eryk już o tym wie?
— Myślę, że nie. Przyjdzie do mnie za kilka godzin to mu powiem. Okay, koniec. Zmieniamy temat — powiedziała i wiem, że się uśmiechnęła. — Jakim cudem ich poznałaś, szczęściaro? — Zaśmiałam się, słysząc podekscytowanie w jej głosie.
— Właściwie to z nimi mieszkam.
— Co? Żartujesz! O mój Boże to cudownie. Weź dla mnie autografy, błagam — mówiła, na co przewróciłam oczami, śmiejąc się.
— Wezmę, ale najpierw musisz mi powiedzieć dosłownie wszystko, co wiesz o Horanie — poprosiłam, a dziewczyna wygłosiła mi długą "litanię" o tym, jaki to on jest cudowny. Skoro tak twierdzi.
— Więc, skąd to pytanie?
— Zaczęliśmy wczoraj dziesięć pytań i wiesz, nie chciałam jakiegoś zmarnować, skoro tak wiele można się o nim dowiedzieć od ciebie — parknęłam.
— Informacje z pierwszej ręki. — Zaśmiała się.
— Oczywiście — mruknęłam.
— Hej, Kitty, wszystko okay?
— Nie do końca. Koszmary wróciły, Alex.
Pół godziny później pożegnałam się i usiadłam na blacie z kubkiem gorącej kawy w dłoniach. Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim, co powiedziała mi przyjaciółka i powoli doszłam do wniosku, że miała rację. Nie mogę pozwolić, by strach na nowo zawładnął moim życiem. Dopóki nie dostanę żadnego znaku, że wrócił, nie zamierzam się nim przejmować.
Przeniosłam całą swoją uwagę na okno, wpatrując się w zieloną przestrzeń za nim i zastanawiałam się, czy mimo ogrodzenia, przed którym są jakieś ogromne krzaki, można zaznać tu choć odrobinę prywatności. Patrzyłam na wschodzące słońce ze zmrużonymi oczami i właściwie to miałam wielką ochotę, żeby pobiegać.
— Czemu nie śpisz? — Głos Louisa sam w sobie potrafi zwalić człowieka z nóg, ale jego brzmienie z rana to o wiele lepszy dźwięk. Odwróciłam się w jego stronę, zauważając, że ma na sobie jedynie czarne spodnie, sięgające przed kolana.
— Czemu nie śpisz? — powtórzyłam jego pytanie, na co odpowiedział mi uśmiechem, podchodząc do lodówki.
— Pierwszy zapytałem — odparł, a ja przewróciłam oczami.
— Zły sen — mruknęłam wymijająco, zatapiając usta w ciepłym, czarnym napoju.
— To samo. — Uśmiechnął się słabo, unosząc pudełko z płatkami śniadaniowymi w niemym pytaniu.
— Nie, dzięki.
— Czemu? — zapytał, marszcząc brwi i wyglądał przy tym naprawdę uroczo. — Jadłaś już?
— Nie, ale...
— Więc jesz.
— Louis, poważnie. Jeśli zjem przed bieganiem to zwymiotuję.
— Och.
Nie powiedział nic więcej tylko sięgnął, by wstawić wodę, ale widziałam jak przygryza wnętrze policzka. Przyglądałam mu się uważnie jego ruchom, przykuwając główną uwagę do umięśnionych ramion i tuszu na jego skórze. Śledziłam wzrokiem każdy tatuaż zastanawiając się nad jego znaczeniem. Zawsze chciałam zrobić sobie przynajmniej jeden.
— Mogę iść z tobą? — zapytał, a ja szybko wróciłam wzrokiem do jego twarzy, by nie zorientował się, że się gapiłam.
Uniosłam brwi zaskoczona jego pytaniem, jednak było w nim coś, co sprawiło, że chciałam, żeby mnie o to zapytał. Chciałam, żeby mi towarzyszył, bo chciałam go lepiej poznać. Może dlatego, że każdy zawsze mnie do niego porównywał. Albo dlatego, że jestem ciekawska i chcę wiedzieć, czemu dręczą go koszmary.
— Um, jasne. Jeśli tylko chcesz. — Posłałam mu uśmiech, odkładając pusty kubek do zlewu i skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia. — Bądź gotowy za piętnaście minut.
Kiedy skinął głową wyszłam z kuchni i ruszyłam prosto do pokoju, pamiętając, że Josh wciąż tam śpi. Wyjęłam z szafki odpowiednie ubrania i skierowałam się do łazienki. Związałam włosy w wysokiego kucyka, darując sobie jakikolwiek makijaż, po czym założyłam długie, szare legginsy oraz białą, prześwitującą koszulkę z krótkimi rękawami pod którą znajdował się różowy stanik sportowy. Przejrzałam się w lusterku, upewniając się, że materiał nie ukazuje żadnej blizny, po czym z uśmiechem wróciłam do pokoju i wyjęłam z szufladki dwie, różowe opaski na nadgarstki, a następnie z szafki na buty wyciągnęłam parę czarno-różowych Nike i włożyłam je na białe, krótkie skarpetki. Spojrzałam ostatni raz na łóżko, by upewnić się, że nie obudziłam brata, po czym schowałam telefon do bocznej kieszonki wszytej po prawej stronie stanika, chwyciłam swoje różowe słuchawki i wyszłam z pokoju, po czym stanęłam chwilę zamykając powoli i jak najciszej potrafiłam drzwi. Odwróciłam się, by zejść na dół, jednak nie do końca mi się to udało. Pisnęłam, czując zimno na klatce piersiowej i spojrzałam w górę, dostrzegając blondyna z pustą już szklanką po wodze, po czym z jękiem przeniosłam wzrok na swoją koszulkę.
— Czemu, do cholery, się skradasz? — warknęłam, mrużąc oczy, na co jego głowa przechyliła się w prawo, a jego usta zacisnęły się w prostą kreskę.
— Skradam się? — zapytał, a na jego twarz wpełzł uśmiech. — Ja tu tylko stoję, kochanie.
— Więc następnym razem stój gdzieś indziej i nie mów do mnie "kochanie".
— Masz z tym problem? — Uniósł prawą brew ku górze, ukazując rząd białych zębów z aparatem.
— Tak?
— Cóż, więc będziesz musiała sobie sama z nim poradzić — powiedział, wzruszając ramionami, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie. Wydałam z siebie zirytowane westchnienie, ruszając w stronę schodów. — Och, i wiesz co? — Usłyszałam za sobą, na co odwróciłam się do chłopaka. — W mokrej koszulce wyglądasz o wiele lepiej, kochanie — dodał, mrugając i wszedł do pokoju, który był obok mojego.
Kim jesteś i co zrobiłeś z tym słodkim Niallem, z poprzedniego dnia?!
Otworzyłam usta, by powiedzieć mu, że jest palantem, ale nie było go już w korytarzu, więc po prostu odpuściłam, schodząc po schodach na dół. Weszłam do kuchni z nadzieją, że znajdę w niej Louisa, jednak nie było go, więc wzięłam szklankę i wypełniłam ją wodą, którą chwilę później duszkiem wypiłam. Przypomniałam sobie słowa Alex, kiedy zapytałam ją o Horana. Jak to było? Miły, uroczy, kochany... jest jak taki szczeniaczek, którego chcesz ciągle przytulać. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, tym bardziej po sytuacji, która miała miejsce chwilę temu. Spojrzałam na mokrą koszulkę, oklejając ją od piersi i nieco nią potrząsając. Normalnie pewnie wróciłabym i się przebrała, ale skoro i tak na dworze jest słonecznie to pewnie materiał szybko wyschnie. Westchnęłam wracając do przedpokoju.
— Wybacz, szukałem słuchawek — odezwał się szybko Lou, unosząc w górę fioletowy kabelek. — Co ci się stało? — zapytał, patrząc na moją koszulkę.
— Um, miałam małe zderzenie z Niallem. — Uśmiechnęłam się i zauważyłam jak szatyn przygryza wnętrze policzka, ale nie zdążyłam zapytać, czy coś jest nie tak.
— To idziemy? — Skinęłam głową, po czym wyszliśmy z domu.

-ERYK-

Siedziałem na ławce w parku, niedaleko bloku, w którym mieszka moja aktualna jeszcze przez jakieś piętnaście minut dziewczyna i czekałem, aż w końcu uraczy mnie swoim towarzystwem. Ze wszystkich moich związków, których trochę było, ten jest zdecydowanie najgorszy. Westchnąłem, sprawdzając godzinę i zacisnąłem zęby, kiedy zauważyłem, że dochodzi dziesiąta. Miałem się z nią spotkać prawie pół godziny temu. Mam zdecydowanie dość tej laski... Zacząłem zastanawiać się, co słychać u Kitty i kiedy w końcu stwierdziłem, że zadzwonię do niej wieczorem, usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i uśmiechnąłem się, widząc zdjęcie kuzynki na ekranie.
— Rosie? Cóż za zaszczyt — parsknąłem po odebraniu, na co odpowiedziała mi śmiechem.
— Hej, Els — odezwała się, a ja byłem pewny, że była uśmiechnięta. — Masz jakieś szczególne plany na wakacje?
— Właściwie to nie. Znaczy pewnie wyruszymy gdzieś z Alex, ale to nie jest pewne. Skąd to pytanie? — Przewróciłem oczami, widząc wychodzącą z klatki schodowej brunetkę.
— Gadałam z mamą i w sumie to fajnie by było, gdybyś przyjechał do mnie na jakiś czas.
— Naprawdę?! Ciocia nie ma nic przeciwko? — zapytałem podekscytowany, po czym podeszła do mnie Maddie. Skrzywiłem się, widząc ilość makijażu na jej twarzy, jednak ona nawet tego nie zauważyła, kiedy odciskała swoje czerwone usta na moim policzku.
— Gdyby miała to bym ci przecież tego nie proponowała, kołku — mruknęła Rose, a ja uśmiechnąłem się, słysząc jej ton. — Tępy jak zawsze.
— Złośliwa jak zawsze — odparłem z jeszcze większym uśmiechem. — Huh, stęskniłem się za tobą — powiedziałem, rozkoszując się widokiem uniesionych w górę brwi brunetki, stojącej obok mnie.
— Ja za tobą też. Więc, wchodzisz w to?
— Pogadam z rodzicami i się odezwę.
— Tylko odezwij się jeszcze w tym roku — zadrwiła, na co przewróciłem oczami. Cóż, raz zdarzyło mi się zapomnieć, że miałem do niej zadzwonić i zrobiłem to po czterech miesiącach... wypomina mi to do tej pory.
— Jasne. Zadzwonię wieczorem. Miłego dnia, Rosie.
— Okay. Wzajemnie, Els.
— Mi nigdy nie życzyłeś miłego dnia — odezwała się moja towarzyszka, kiedy tylko schowałem telefon do kieszeni, a jej piskliwy głos przyprawił mnie o nieprzyjemny dreszcz. Cholera, jakim cudem nie przeszkadzał mi wcześniej?
— Co za pech — odparłem sarkastycznie. — Musimy pogadać.
— Och, no oczywiście, że musimy. Kim jest ta dziewczyna i co cię z nią łączy? — zapytała, zakładając ręce na wysokości brzucha, na co parsknąłem.
— Cóż, Rosie jest naprawdę świetną dziewczyną i gdyby nie to, że jesteśmy spokrewnieni to pewnie już dawno bym się za nią zabrał. — Mrugnąłem do niej, ale odpowiedział mi jedynie ten pusty wzrok i zrozumiałem, że pewnie nie ma pojęcia, co oznacza "spokrewnieni". — Tak właściwie to twój ex jest niesamowicie seksowny, kochanie — powiedziałem, wstając z ławki, na co zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy i... na Boga, gdyby nie ta tona makijażu wyglądałaby w tej chwili tak uroczo.
— Mój ex? O kim ty mówisz?
— O sobie — odparłem, wymijając ją.
— Co-Czekaj! Czy ty właśnie ze mną zrywasz?
— Hm. — Odwróciłem się, patrząc na jej zdezorientowaną minę. — Myślałem, że dłużej zajmie ci przetworzenie tego. Tak, właśnie to robię, kochanie — dodałem, po czym włożyłem ręce do kieszeni swoich dżinsów i ruszyłem przed siebie prosto do mieszkania Alex. Nie fatygowałem się, żeby sprawdzić, czy dziewczyna ruszyła z miejsca. Nie miałem zamiaru zadręczać się jeszcze jej łzami, a byłem pewny, że się rozpłacze. Była taka słaba, że robiła to ciągle i w sumie byłem zły na siebie, że z nią byłem. Musiałem znaleźć godnego przeciwnika do zabawy i liczyłem na to, że niedługo mi się to uda.

-KATRIN-

Każdy z was ma tatuaże? — zapytałam, kiedy zrobiliśmy sobie przerwę, siadając na ławce w parku. Wyciągnęłam nogi przed siebie, krzyżując je w kostkach i wyciągnęłam telefon, przeglądając Twittera, kiedy Louis siedział po mojej lewej stronie w lekkim rozkroku obok mnie z łokciami opartymi na kolanach i najprawdopodobniej odpisywał na masę sms'ów, które dostał po drodze. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę dźwięk jego telefonu to zwariuję.
— Nie. — Uśmiechnął się w moją stronę, kiedy zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego. — Niall nie ma żadnego.
— Dlaczego? — zapytałam, na co on przygryzł wnętrze policzka, patrząc z powrotem na swój ekran. — Okay, rozumiem. Nie musisz odpowiadać.
Widziałam, jak z lekkim uśmiechem odpisuje na jakąś wiadomość, co oznaczało, że jednak nie odpowie na moje pytanie i mimo, że powiedziałam, że nie musi to tak strasznie chciałam znać odpowiedź. W sumie to bardziej myślałam, że to Liam nie będzie miał żadnego. W końcu wydawał się być taki spokojny na lotnisku, kiedy próbował opanować blondyna i mojego brata... a może to tylko pozory? Pewnie niedługo się o tym przekonam.
— Kat, mogę cię o coś zapytać?
— Um, jasne? — odparłam niepewnie.
— Skąd... Skąd się wzięły twoje koszmary?
Otworzyłam usta, by nawrzeszczeć na niego, że to nie jego interes i nie powinien się w to mieszać, ale jego wzrok był tak łagodny, że nie potrafiłam tego zrobić. Patrzyłam przez chwilę w jego oczy, po czym odwróciłam wzrok, zastanawiając się, co zrobić. Nie czułam się na tyle silna bym mogła nagle wyśpiewać mu wszystko, co mi się przytrafiło. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie komuś opowiedzieć dokładnie wszystko, bo... jasne, Alex i Eryk wiedzą mniej więcej, co mnie spotkało, ale tak naprawdę nie mają pojęcia, że przeżyłam tam coś, czego nie potrafię dokładnie opisać. Nie wiem nawet, czy istnieją słowa, które mogłyby to wszystko opisać, bo... kurwa. To naprawdę nie jest tak proste jak wszystkim dookoła mogłoby się wydawać.
— Ja... to... Prze-Przepraszam, ale ja nie potrafię. Nie mogę ci tego powiedzieć — mówiłam z wbitym w chodnik wzrokiem.
— Hej, w porządku. To po prostu ciekawość. W sumie nawet nie liczyłem, że mi powiesz. — Poczułam jak klepie moje udo, żeby oznajmić, że wszystko w porządku, co w sumie mnie uspokajało. Posłałam mu słaby uśmiech, wyłączając Twittera i podciągnęłam nogi na ławkę, krzyżując je, kiedy rozglądałam się po otoczeniu.

-LOUIS-

— Louis, ja... wyjaśnienie moich koszmarów jest zbyt trudne, ale chcę, żebyś coś wiedział — zaczęła nagle Kat. Odpisałem szybko Eleanor, że odezwę się później i odwróciłem się tak, żeby patrzeć na lekki uśmiech, siedzącej obok mnie dziewczyny. — Wiesz, ja kiedyś byłam całkiem inna. Miałam wszystko, czego przeciętna nastolatka w życiu potrzebuje. Starszego brata, na którym zawsze mogłam polegać; wspaniałych i oddanych przyjaciół, jakich każdy by chciał; świetne wyniki w nauce i miejsce w szkolnej drużynie piłkarskiej, w której w końcu zostałam kapitanem; do tego wszystkiego dochodziła jeszcze, wręcz przesadna, uwaga rodziców i naprawdę cudowny chłopak, który codziennie mówił mi, że jestem idealna, żebym w końcu w to uwierzyła i po jakimś czasie mi się to udało. Pamiętam jak mówił, że jestem jego aniołem i że nie wie, co działoby się w jego życiu, gdybym się nie pojawiła. Byłam szczęśliwa, wiesz? Wszystko było tak niesamowite i... byłam otwarta na ludzi, pewna siebie, czasami cicha, ale potrafiłam rozbawić każdego i sama prawie cały czas się śmiałam. Nie drżałam na myśl o poznaniu nowych osób, sama zaczepiałam ich na ulicy, kiedy uznałam, że ktoś może być naprawdę fajny.
Słuchałem z uwagą, jak opowiadała o swoich wspomnieniach i wpatrywałem się w błysk w jej oczach na wszystkie szczęśliwe momenty. Jej twarz rozświetlał niesamowity uśmiech, który na pewno mógłby zapierać dech w piersiach każdemu, kto teraz by ją widział. Nie potrafiłem uwierzyć w to ta sama dziewczyna, którą widziałem na lotnisku, czy w domu podczas oglądaniu filmu. Wtedy była taka spokojna, wręcz przygaszona. Teraz wydawała się całkiem inna. Patrzyłem na dziewczynę, o której opowiadała. Na tę szczęśliwą, żyjącą pełnią życia i uśmiechniętą. Wpatrywałem się w dziewczynę, która wydawała się nie bać się niczego i równocześnie widziałem, że to nie potrwa długo. Kiedy opowiadała o chłopaku z jej oczu spłynęła pierwsza łza, ale na jej twarzy mimo to był uśmiech, jednak przygasał z każdym kolejnym słowem, a jej tęczówki traciły blask i pojawiał się w nim smutek.
— Ale teraz jestem inna. Czuję wewnętrzny strach, mimo, że mniej niż przedtem, to jednak on nadal jest i wiem, że nigdy mnie nie opuści, bo jest częścią mnie i pewnie do końca nie będę potrafiła się do tego przyzwyczaić. Nie potrafię już tak po prostu zaczepić nikogo na ulicy, ani tym bardziej spojrzeć w lustro, nie myśląc jak fatalnie wyglądam. Może nie straciłam wszystkiego, ale straciłam jego i to jest najgorsze z możliwych rzeczy, bo razem z nim zgubiłam część siebie. — Przygryzła dolną wargę, zaciskając mocno oczy, by nie pozwolić kolejnym łzom, spłynąć po delikatnie zaróżowionych policzkach.
— Co się takiego stało? W sensie... co cię zmieniło? — zapytałem, a ona uniosła głowę i posłał mi słaby uśmiech.
— Piekło — odparła, a jej słowa sprawiły, że zrobiło mi się zimno.
Miałem ochotę zapytać, co dokładnie oznaczają jej słowa, ale wiedziałem, że nie odpowie, a poza tym myślę, że nie byłem gotowy na jej odpowiedź. W momencie, kiedy wypowiedziała tamto słowa byłem przerażony tym, co może ono dla niej oznaczać. Każdy postrzega piekło na swój własny sposób, ale jej musiał być naprawdę straszny, bo widziałem moment zawahania i przebłysk bólu w jej oczach, zanim się odezwała.
— Kat, ty... Nienawidzisz tego, czym się stałaś?
Spuściła wzrok, wbijając go w chodnik i widziałem jak marszczy brwi, najwyraźniej zastanawiając się nad moim pytaniem.Przez dłuższą chwilę między nami była jedynie cisza i nie zanosiło się na to, żeby dziewczyna chciała ją przerwać.
— Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale właściwie to... faktycznie tego nienawidzę. Jednak myślę, że nie jest to żadne zaskoczenie, bo... kurwa. — Zaśmiała się nerwowo, patrząc na mnie, a ja starałem się pominąć fakt, że zabluźniła i w porównaniu z jej zewnętrzną niewinnością, brzmiało to tak nienaturalnie. — Jak można by było nie nienawidzić tego, że każdego dnia rozglądam, szukając winowajcy na ulicy, chociaż nawet nie wiem jak wygląda? Tego, że trzęsę się, przebywając w towarzystwie jakiegokolwiek chłopaka poza Erykiem i Joshem? Och, albo tego, że ściągam wszystkich w swoje bagno, bo nie potrafię sobie sama z niczym poradzić? Nie potrafię nad niczym panować, nawet nad własnymi emocjami. Ewentualnie tego, że jestem ciężarem dla bliskich i... naprawdę tego nienawidzę — wyszeptała ostatnie słowa, odwracając głowę do nieba i mrużąc przy tym oczy, po czym dodała cicho, zapewne myśląc, że tego nie usłyszę: — Powinien mnie wtedy zabić. To byłoby lepsze dla każdego.
— Zabić? Kat, kto miałby chcieć twojej śmierci?
Wyraz jej twarzy zmienił się natychmiastowo. Zauważyłem w niej strach, odbijający się mocniej od pozostałych emocji, po czym dostrzegłem przebłysk złości i nie wiedziałem, czy była ona kierowana do mnie, czy może była zła sama na siebie, że pozwoliła bym to usłyszał. Cokolwiek to było... w sensie, cokolwiek ją spotkało to musiało być najgorsze na świecie przeżycie i chociaż ona nie chciała mi o tym opowiedzieć to postanowiłem, że zrobię wszystko, by odkryć prawdę i pomóc jej się z tym uporać, bo, jak sama stwierdziła, nie potrafi sama nad tym zapanować.
— Powinniśmy już iść — powiedziała chłodno, wstając z ławki i wiedziałem, że na razie nie dostanę odpowiedzi na swoje pytanie. Jednak to tylko chwilowe.

-KATRIN-

Droga powrotna nie zajęła nam dużo czasu, a kiedy byliśmy przy bramie poprosiłam Louisa, żeby wcześniejsza rozmowa została tylko między nami i kiedy skinął głową, ruszyłam w stronę mieszkania, a on podążał za mną. Otworzyłam drzwi i jako pierwsza wślizgnęłam się do środka, jednak szybko tego pożałowałam. Jęknęłam, widząc zdecydowanie za nisko opuszczone bokserki Harry'ego i jego wypięty akurat w moją stronę tył. Zakryłam twarz dłonią, zbyt zażenowana, by podnieść wzrok.
— Hazz, schowaj tą dupę — jęknął Tomlinson, stając obok mnie.
— Już nie udawaj, że jej nie lubisz, Lou — odpowiedział rozbawiony i szybko pożałowałam, że akurat na niego spojrzałam, ponieważ potrząsał tyłkiem w stronę mojego towarzysza (co oznaczało, że również w moją), przez co jedyne okrycie jakie miał na sobie spadło mu do kostek.
— Dobry Boże, co ja ci takiego zrobiłam? — odezwałam się piskliwym głosem, zakrywając się tym razem dwiema rękami.
— Katrin?! — Usłyszałam jego zaskoczony wrzask, jednak nie oderwałam dłoni od twarzy, zbyt przerażona, że zobaczę o wiele więcej Stylesa niż bym tego chciała.
— Co ja wam, kurwa, mówiłem prawie godzinę temu?! — Krzyk Liama był o wiele wyraźniejszy i brzmiał tak wściekle, że jednak postanowiłam na niego spojrzeć. Szatyn zbiegał właśnie po schodach w jasnych jeansach, białych conversach i koszulce o tym samym kolorze. — Harry! Paul będzie tu za dwadzieścia minut, a ty nadal paradujesz prawie nagi?! — Zmierzył chłopaka wściekłym spojrzeniem, po czym jego wzrok padł na mnie i Louisa. — Co do... Nie! Boże, szybko idźcie się wykąpać i widzę was obydwoje gotowych za piętnaście minut. Ludzie, co z wami dziś nie tak?!
— Jezu, Liam, możesz zamknąć tą mordę. Zagłuszasz mi telewizor — warknął Niall, a ja przewróciłam oczami, słysząc jego ton.
Nie miałam ochoty słuchać kolejnych krzyków Payne'a i patrzeć na to jak wszyscy wokół go ignorują, więc po prostu ruszyłam na górę. Stwierdziłam, że może jako jedyna zachowam się fair w stosunku do niego i postaram się być przed przyjazdem tego całego Paula, kimkolwiek on jest. Weszłam do swojego pokoju i uśmiechnęłam się, widząc idealnie zaścielone łóżko, po czym ruszyłam w stronę szafy, wyciągnęłam z niej odpowiednie rzeczy i skierowałam się do łazienki, żeby się odświeżyć. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic, rozkoszując się chłodnym strumieniem wody. Chwilę później osuszyłam swoje ciało miękkim ręcznikiem i założyłam na siebie komplet czarnej, koronkowej bielizny. Ubrałam się w długie, białe jeansy, koszulkę na ramiączka z motywem batmana, czarne conversy i założyłam na siebie tego samego koloru sweter, po czym zabrałam telefon, który uprzednio położyłam na zlewie. Odpaliłam Twittera i postanowiłam odpowiedzieć na pytania, które odczytałam w parku.


— Kaaat? — Głośne pukanie rozległo się po pomieszczeniu i kiedy powiedziałam krótkie "proszę", mój brat wpadł do pokoju. — Gdzieś ty się rano podziewała? Wiesz, jak się przestraszyłem?
— Byłam pobiegać. Louis mi towarzyszył. Przepraszam, nie pomyślałam o tym, żeby cię jakoś powiadomić. Następnym razem zostawię kartkę, czy coś, okay? — Uśmiechnęłam się, a on skinął głową, odwzajemniając mój gest.
Wyjaśnił mi, że jedziemy na sesję zdjęciową chłopaków i dobrze by było, gdybym pojawiła się za chwilę na dole, po czym wyszedł z pokoju, mówiąc, że będzie na tyle dobroduszny i wspomoże Liama przy budzeniu Zayna. Zaśmiałam się na jego zbyt teatralne opowiadanie, jakie to on ma dobre serce, po czym podałam dalej kilka twittów z timeline'u i zamknęłam aplikację, chowając telefon do kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów, jednak zatrzymałam się, słysząc dźwięk nowej wiadomości. Oparłam się ramieniem o ścianę na górze schodów i odczytałam sms'a od sieci o kolejnej durnej promocji, za którą musiałabym zapłacić. Wzdrygnęłam się, słysząc łomot po swojej lewej stronie i odwróciłam się w jego kierunku, przywierając plecami do ściany, kiedy zauważyłam lecącego na mnie Harry'ego. W ostatniej chwili oparł się o bordową tapetę tuż obok mojej głowy, co sprawiło, że jego twarz była dosłownie kilka centymetrów od mojej i gdybym ją uniosła nasze usta bez problemu by się zetknęły, więc po prostu stałam niczym sparaliżowana, czując, że drżę, ponieważ, cholera, był zdecydowanie zbyt blisko. Cierpliwie czekałam na to, aż się odsunie, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną skórę dłoni, by zapobiec jakiemukolwiek napadowi paniki, jednak on po prostu się we mnie wgapiał nic nie robiąc i to było tak przerażające. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu dźwignął się, będąc ode mnie o wiele wyższym.
— Wybacz, potknąłem się — wyjaśnił, posyłając mi uśmiech, a w jego policzkach pojawiły się małe dołeczki.
Skinęłam głową, czując jak serce łomocze mi w piersi, po czym patrzyłam jak spokojnie schodzi sobie po schodach. Patrzyłam jak wkłada ręce do kieszeni swoich czarnych spodni i kieruje się do salonu, gdy ja nie mogłam nawet normalnie oddychać. Spojrzałam na czarną wykładzinę, po której szedł Loczek i zastanawiałam się, jak można być taką kaleką, żeby potknąć się o własne nogi. Rozluźniłam swoje dłonie, przeczesując nimi włosy, po czym oparłam czubek głowy o ścianę, wstrzymując na chwilę oddech, po czym pisnęłam, kiedy z powrotem je otworzyłam, a przede mną stał Horan ze zmrużonymi oczami.
— Nie bądź naiwna, kochanie. Po prostu chciał to zrobić — powiedział pewnie, po czym wzruszył ramionami, wchodząc do pokoju Zayna i zostawiając mnie z totalnym chaosem w głowie.
Co to wszystko ma niby znaczyć?

Od autorki: Hej, kochani. Ja tylko na chwilkę oddać rozdział. :) Korekta i akapity pojawią się jutro.Pamiętajcie, że za tydzień pojawi się na moim TT sklejka z kolejnym rozdziałem. Cały czas możecie tam również komentować to FF pod hashtagiem #WoundedPL, pod którym również dodaję cytaty i sklejki z niego. Do następnego rozdziału, kochani. xo
Liczę na wasze opinie. :)

6.07.2014

Rozdział 3.: Opowiesz coś o sobie?

-KATRIN-

Dłubałam widelcem w swojej lazanii, wysłuchując długiego monologu pod tytułem Ta łyżeczka chciała mnie zabić, wygłaszanego (mam nadzieję, że was zaskoczę) przez Liama. Chyba mi odbiło, gdy uznałam, że on jest tym mądrym w zespole. One Direction nie miało podziałów typu ten mądry, ten imprezowicz, a tamten podrywacz, każdy z nich był prawie taki sam. Przynajmniej tak myślałam w tamtej chwili.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nienormalne, żeby bać się łyżek? — zapytałam, gdy już skończył tę pasjonującą opowieść, którą można byłoby leczyć ludzi z bezsenności.
— Czemu uznajesz to za nienormalne? — W jego głosie pobrzmiewało urażenie.
— Dlatego, że łyżki to rzeczy, z którymi spotykasz się codziennie. Na przykład jeśli robisz sobie herbatę to musisz przecież czymś ją posłodzić no i później jeszcze wymieszać dokładnie cukier z dna, prawda?
— Wcale nie! Równie dobrze możesz nabrać odpowiednią ilość cukru na nóż i po prostu nim osłodzić sobie, co tylko chcesz. — Uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony ze swojego wytłumaczenia.
— Nie mów. — Zmarszczyłam brwi, wyobrażając sobie, że któregoś dnia wejdę rano do kuchni i zobaczę Liama słodzącego sobie cokolwiek... nożem. — Zupę też jesz nożem?
— Niestety. — Zaśmiał się Louis, za co został spiorunowany wzrokiem przez kolegę.
— Okay, tyle na jego temat mi wystarczy. — Pokiwałam głową, wskazując na Payne'a. Zdecydowanie nie chcę znać jego innych głupich nawyków, pomyślałam. — Któryś jeszcze ma jakieś głupie lęki? — zapytałam, chcąc wiedzieć, czego się po nich spodziewać.
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy każdy zaczął gwizdać, udając, że nie słyszeli pytania. Spojrzałam na Josha, który wzruszył jedynie ramionami. Po dzieciństwie ze mną nie ma niczego, co go przeraża... poza małpami, ale o tym opowiem, kiedy indziej.
— Och, no co wy? Przecież od razu widać, że każdy z was się czegoś boi. — Przewróciłam oczami, opierając się wygodnie o krzesło, a mój wzrok padł na siedzącego z mojej lewej blondyna. — Dajesz, Niall. — Uśmiechnęłam się zachęcająco, szturchając go lekko łokciem.
— Ja się niczego nie boję — burknął, zakładając ręce pod klatką piersiową.
— Niall boi się klaunów — powiedział szybko Liam, na co chłopak obok mnie zaczął się czerwienić.
— Cóż, zawsze to lepiej niż bać się łyżek — odparłam, kładąc mu dłoń na ramieniu, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem, poza wielce obrażonym szatynem. — To kto następny?
— Louis trzęsie się ze strachu na myśl o ataku zombie — oznajmił Harry.
— Zombie? Serio? Przecie...
— Nie waż się powiedzieć, że one nie istnieją! — warknął wskazując na mnie frytką, którą akurat trzymał w dłoni, co sprawiło, że ketchup, który na niej był wylądował na moim nosie.
— Dobra, dobra. — Przewróciłam oczami, wycierając się chusteczką, a gdy tylko zjadł to, co trzymał szybko dodałam: — One nie istnieją! — wykrzyknęłam, pokazując pasiastemu język.
— Harry boi się pająków. — Uśmiechnął się złośliwie Lou. — Kiedyś Zayn przyniósł jednego do domu i  Hazz piszczał jak dziewczynka, bez urazy, a później wspiął się na kredens i powiedział, że nie zejdzie dopóki to "włochate paskudztwo" nie opuści naszego mieszkania.
Każdy (poza Loczkiem, rzecz jasna) śmiał się na całego, po zakończeniu opowieści. Wyobraziłam sobie siedzącego na kredensie w salonie Harry'ego, który piszczy jak dziewczynka i wręcz nie mogłam się opanować.
— A ty czego się boisz, Kat? — pytanie Zayna, całkowicie zbiło mnie z tropu. Chciałam poznać ich lęki, a nie dzielić się swoimi. Zauważyłam, że Josh się uśmiecha i doskonale wiedziałam, że czeka na słowa "ja się niczego nie boję", bo przed Koszmarem tak było. Jednak nie teraz.
— Boję się ciemności — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, patrząc jak brwi zarówno brata, jak niektórych z chłopaków wędrują ku górze w zaskoczeniu.
— Widzisz, czyli łyżki są dla mnie taką twoją ciemnością. To całkiem normalny strach — odezwał się Liam, próbując przy okazji wybronić swoją normalność.
Jednak nie miał racji. Łyżka była tylko łyżką. Niczym nadzwyczajnym, lecz czymś, co codziennie pomagało człowiekowi w życiu, ułatwiało je. Ten srebrny sztuciec nie mógł w sobie niczego ukryć. Ciemność była inna. To w niej ludzie przegrywali walki ze swoimi wewnętrznymi demonami. To właśnie wtedy działy się złe rzeczy. Mrok był wręcz uosobieniem zła, a jednocześnie czymś, z czym nie można było walczyć, bo gdy zapalało się światło wszystko, co się kryło mogło się schować, a nie zniknąć. Nawet światło nie mogło walczyć z ciemnością. Nie miał racji, ale udowadnianie tego nie było warte zachodu.
— Zayn — wymówiłam z uśmiechem, odwracając od siebie uwagę. — Co jest twoim lękiem?
— Nic. — Wzruszył ramionami i najbardziej zdziwiło mnie to, że wszyscy mu uwierzyli.
Kłamał.
Widziałam, jak przygryza wargę, gdy pozostali odwrócili od niego wzrok i to sprawiło, że nie wierzyłam w jego słowa. Ukrywał coś, a ja bardzo chciałam się dowiedzieć, co takiego tłumi w sobie ten tajemniczy chłopak.

-ALEX-

— Alexandro Cecilio Johnson w tej chwili zbieraj swój leniwy tyłek z łóżka! — usłyszałam krzyk mojej mamy, nieco zniekształcony, jakby przez megafon i zdezorientowana podniosłam głowę. Przecież ona jest w pracy, nie mogłaby przyjść do domu. Zmrużyłam oczy, dostrzegając Eryka z telefonem podłączonym do wielkiego głośnika.
— Dzięki, ciociu. Próbowałem ją obudzić przez prawie godzinę i nic. — Zrobił tę swoją smutną minę, odłączając telefon od głośnika, więc nie usłyszałam odpowiedzi rodzicielki. — Zapamiętam. Miłej pracy!
— Chyba ci życie niemiłe, idioto.
— Dlaczego tak sądzisz, moja droga? — Wyszczerzył zęby w moją stroną, na co ja zmrużyłam oczy. — Pośpiesz się. Za półtorej godziny mamy być u White'ów.
— Co?
— Alex, przecież pilnujemy Valerie i Jamesa — odpowiedział ze zmarszczonymi brwiami, jednak po chwili na jego twarz wpełzł złośliwy uśmiech. — Zapomniałaś, prawda?
— Co? Ja? Zapomniałam? — mówiłam zdecydowanie zbyt wysokim głosem, żeby mógł mi uwierzyć. — Okay, okay. Może trochę.
— A pamiętasz, co masz zrobić za każdym razem, kiedy coś wylatuje ci z głowy? — pytał, a uśmiech na jego twarzy ciągle się powiększał.
Powinni wręczyć mi jakiś medal za to, że mu nie przywaliłam.
— Taaa, kupię ci gofra jak będziemy szli — odparłam znudzonym głosem, jednak po chwili znacznie się ożywiłam. — Ja idę się ubrać, a ty możesz zrobić mi śniadanko. Trzy tosty z podwójnym serem i szynką. Dziękuję! — krzyknęłam na zakończenie, nie dając mu szansy na protesty i szybko zamknęłam się w łazience.
Przez drzwi słyszałam jego teatralne narzekanie, jak to bardzo wykorzystuję tak dobrego chłopaka jak on. Pokiwałam z politowaniem głową zdejmując z siebie koszulkę w której spałam, po czym weszłam po prysznic. Chłodne kropelki wody spływały po moim ciele, rozluźniając wszystkie mięśnie. Odsunęłam zasłonkę i spojrzałam na wiszący naprzeciwko zegar, który wskazywał trzy minuty po dwunastej. Zgroza normalnie, są wakacje, a ja muszę wstawać tak wcześnie, żeby zajmować się tymi nieznośnymi dzieciakami, dlatego cieszę się, że Eryk zgodził się, aby mi pomagać... oczywiście nigdy mu tego nie powiem.
Kiedy już skończyłam pielęgnacje swojego ciała, założyłam na siebie różową spódnicę z wysokim stanem, sięgającą do połowy uda i białą koszulkę na grubych ramiączkach z czarnym napisem "Shut up and buy me pizza". Sięgnęłam po czarną kredkę i tusz do rzęs, gdy usłyszałam z pokoju dźwięk telefonu. Szybko pobiegłam do urządzenia i zmarszczyłam brwi, widząc nieznany numer. Przygryzłam wnętrze policzka przypominając sobie wszystkie telefony, z którymi policja nie mogła sobie poradzić. Wszystkie słowa, jakie szeptał człowiek, który porwał Kitty i jedna z jego obietnic, których wolałabym, żeby nie dotrzymał, odbijała się echem w mojej głowie.
"Tak naprawdę nigdy nie będzie końca. Znajdę was obie i dokończę to, co zacząłem. Obiecuję ci to, skarbie."
Zakryłam usta dłońmi, tłumiąc szloch. Przecież nie mógł nas tak po prostu znaleźć. Uciekliśmy z tamtego miasta i to niemożliwe, żeby przejechał za nami tyle kilometrów. Jednak jeśli to zrobił... to na pewno jest o wiele gorszym psychopatą niż wtedy i na pewno jest bardziej zdeterminowany, żeby nas dorwać.
Telefon przestał dzwonić, a ja nadal stałam w jednym miejscu, starając się uspokoić. Ostatecznie wyłączyłam dźwięki i rzuciłam go na łóżko, wracając do łazienki. Szybko namalowałam cienkie kreski na powiekach i wytuszowałam rzęsy, dzięki czemu znacznie się uspokoiłam. Wróciłam do pokoju, wzięłam urządzenie z pościeli i schodząc na dół, sprawdzałam połączenia.
2 nieodebrane od: Nieznany
3 nieodebrane od: Kiciuś. x
— Świetnie — mruknęłam pod nosem.
— Zostaw ten telefon i jedz, bo zaraz musimy wychodzić — odezwał się Eryk, odwracając się w moją stronę ze śniadaniem i zaśmiał się, spoglądając na moją koszulkę. — Cóż, pizzy nie mam, ale później możemy na nią pójść.
— Dobry pomysł — odparłam, biorąc kęs tosta i wybrałam drugi z nieodebranych numerów.
— Hej, kochanie — usłyszałam jego głos po dwóch sygnałach. — Czemu nie odbierałaś? Dzwoniłem do ciebie od Filipa i...
— To ty dzwoniłeś? — Bogu dzięki, szepnęłam w duchu. — Byłam w łazience. Wybacz, skarbie. Co chciałeś?
— Możemy przełożyć dzisiejsze kino na jutro?
— Och. Dlaczego?
— W weekend mamy ważny mecz i trener zarządził dodatkowy trening. Przykro mi.
— W porządku, to nie twoja wina — odparłam z lekkim uśmiechem, którego niestety nie mógł zobaczyć. — Więc widzimy się jutro. Muszę kończyć, miłego dnia.
— Wzajemnie. Kocham cię.
— Ja ciebie też. — Uśmiechnęłam się, zjadając kolejnego tosta. — Pa.
— Pa — odpowiedział, po czym usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
Odłożyłam telefon na blat i włożyłam talerz do zlewu, po czym szybko pobiegłam umyć zęby i chwilę później byliśmy już z Erykiem w drodze do mieszkania White'ów. Oczywiście po drodze zjedliśmy jeszcze gofry z czekoladą i bitą śmietaną, bo kretyn, idący obok cały czas mi o nich przypominał. Czułam, że to będzie cholernie długi dzień.

-NIALL-

— Może po prostu wróćmy do domu? Czuję się dziwnie — odezwała się Kat, spoglądając po kolei na wszystkich.
— Czemu? — zapytał Harry, uśmiechając się w jej stronę.
— Bo nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś co chwilę robi mi zdjęcie — powiedziała, robiąc zniesmaczoną minę. — Nie wiem, jak wy sobie z tym radzicie. To chore.
— Można się przyzwyczaić. — Wzruszyłem ramionami.
— Niall ma rację. Taka cena sławy — dodał Liam.
— Myślę, że powrót do domu to świetny pomysł — odezwał się Zayn.
Katrin posłała mu wdzięczny uśmiech i chwilę później stali obok siebie, czekając na nas. Po naprawdę niesamowicie długiej rozmowie z ustaleniami, co będziemy robili do końca dnia i telefonie od menagera okazało się, że najpierw musimy pojechać w kilka miejsc, co sprawiło, że każdy z nas dostał "misję specjalną". Jako, że Paul wyraził się jasno, że ma się u niego stawić ktoś, kto zapamięta, co on ma do przekazania - wysłaliśmy na pożarcie Liama i Josha, mimo wszelkich protestów tego drugiego, ostatecznie poległ i zgodził się jechać. Wyznaczyliśmy Harry'ego, by udał się do sklepu i wzbogacił naszą kolekcję filmową, żebyśmy mogli obejrzeć coś ciekawego, jednak gdy Zayn to usłyszał szybko stwierdził, iż będzie mu towarzyszył (pewnie, dlatego, że miał dość oglądania dennych komedii, które Styles zawsze wybierał). Oczywiście z tego całego podziału wyszło, że Kat jest skazana na zacne towarzystwo moje i Louisa. Na początku nie wyglądała na ani trochę zadowoloną z tego powodu, ale kiedy dowiedziała się, że jedziemy zaopatrzyć dom w jedzenie zdecydowanie się ożywiła i wręcz poganiała nas w drodze na jednego z trzech aut, które podrzuciła nam ochrona.

-KATRIN-

Nacisnęłam łokciem klamkę i obładowana torbami weszłam jako pierwsza do mieszkania, w którym ktoś już był, bo drzwi były otwarte. Szybko skierowałam się do kuchni, wiedząc, że podąża za mną pozostała dwójka, która była wręcz gorzej załadowana niż ja. Nigdy w życiu nie byłam na tak ogromnych zakupach...
— Dobry Boże, czy wy wykupiliście cały sklep?! — zapytał Payne, kiedy odkładaliśmy reklamówki na blacie i podłodze obok niego.
— Och, daj spokój, wcale nie mamy, aż tak wielu rzeczy — powiedział pewnie Niall, na co razem z Louisem wybuchłam śmiechem. Gdyby był tam sam pewnie kupiłby jeszcze więcej.
— Nieważne — wtrąciłam, widząc, że szatyn zamierza to jakoś błyskotliwie skomentować. — Trzeba to wypakować.
— Nie ja!
— Nie ja!
Dwa głosy rozległy się po pomieszczeniu, po czym uśmiechnięci Lou i Liam, opuścili kuchnię. Patrzyłam zdezorientowana na próg, nie do końca orientując się w całej sytuacji. Trochę zbyt szybko wszystko się potoczyło. Przeniosłam wzrok na blondyna, który po chwili również oderwał wzrok z futryny, za którą zniknęli i spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami, zaczynając od reklamówki, leżącej na kuchennym blacie.
— Wychodzi na to, że jesteś zmuszony mi pomóc. — Posłałam chłopakowi uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym.
— W porządku. Wiesz mniej więcej, co gdzie jest, czy mam najpierw cię z tym zapoznać?
— Opowiadaj.
Całe pomieszczenie było niesamowicie duże, wyłożone jasnymi płytkami i urządzone w nowoczesnym stylu. Było w nim mnóstwo szafek i półek, więc naprawdę ciężko było się we wszystkim połapać. Obok szerokiego blatu, na który aktualnie wyjmowaliśmy wszystko z reklamówek, znajdował się ogromny zlew, za którym był kolejny, mniejszy blat, na którym znajdowała się mikrofalówka. Tuż obok była kuchenka, nad którą znajdowała się szafka z przyprawami i pudełkami z herbatą, kawą, itp. Obok niej była półka z owocami i warzywami, a dalej całą długością ciągnęły się kolejne większe i mniejsze szafki. Na dole natomiast były o wiele większe szafki, kryjące w sobie np. zmywarkę i wiele szufladek różnej wielkości.
— Więc może opowiesz coś o sobie? — zapytał Niall, chowając reklamówki do jednej z szufladek. Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy przesypywałam kawę do pojemnika.
— Co takiego chciałbyś wiedzieć? — Uśmiechnęłam się, stając na palcach, by zamknąć szafkę. Życie w tym domu ze wzrostem krasnala będzie cholernie trudne.
— To zależy, co chcesz mi powiedzieć — odparł z zadziornym uśmiechem.
— Okay, więc może zagramy w dziesięć pytań?
— Okay. Ty zaczynasz.
— To może najpierw coś lekkiego. — Zamyśliłam się wypakowując pomarańcze z siatki. — Ulubiony kolor? Ach, i nie ma powtarzania pytań.
— W porządku. Hm, niebieski i zielony — odparł, a ja zmrużyłam oczy, wpatrując się w niego. — No co?
— Do tej pory myślałam, że ulubiony kolor ma się tylko jeden — zaśmiałam się, na co on mi zawtórował.
— No dobra, w takim razie zielony. Teraz ja. Ile masz lat? — zapytał, wkładając mleko do lodówki.
— Jeszcze siedemnaście. Jakie są twoje zainteresowania? Poza muzyką, oczywiście.
— Takie główne to chyba piłka nożna i lubię sobie czasem pobiegać.
— Czyli raczej aktywny tryb życia, czy leniuchowanie przed telewizorem?
— Aktywnie. Chociaż zawsze fajnie sobie poleniuchować. — Puścił mi oczko, uśmiechając się w niesamowity sposób. — Wiesz, że zadałaś mi dwa pytania pod rząd? Czyli teraz ja też mam dwa. Hm, masz jakieś zwierzątko i czy w ogóle je lubisz?
— Nie mam, ale je kocham. A zwłaszcza psy. Są takie słodkie.
— Tak, psy są świetne. Masz chłopaka?
Jego pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu i nieco przygasiło mój dobry humor. Wszystkie momenty w towarzystwie Dylana odtwarzały się w mojej głowie niczym mały, prywatny seans filmowy. Teoretycznie nigdy nie zerwaliśmy, ale czy jego ucieczka i fakt, że nie próbował się ze mną skontaktować oznaczał koniec naszego związku? Tym bardziej, że wszyscy dookoła mnie sądzą, iż to właśnie on zafundował mi piekło. Co jeśli naprawdę jest winny?
— Przepraszam, powiedziałem coś nie tak? — zapytał zmartwionym głosem, na co szybko wymusiłam uśmiech, podnosząc na niego wzrok.
— Nie. Jest okay. Nie mam chłopaka — odpowiedziałam. Prawda jest taka, że ta sytuacja była zbyt zagmatwana, a ja nie chciałam kolejny raz się w niej utopić. Tym bardziej, że nadal nie czułam się pewnie, wiedząc, że jestem w domu sama z sześcioma facetami. — Moja kolej. Ile miałeś dziewczyn?
— Jedną — odpowiedział po krótkim zastanowieniu, na co zmarszczyłam brwi. — Czy...
— Hej ludzie! Mamy mega filmy, bierzcie jakieś żarcie i chodźcie, bo czekamy tylko na was! — Podekscytowanie Harry'ego było naprawdę zabawne. Wpadł do kuchni niczym przeciąg, chowając kilka produktów, które nam zostały, po czym chwycił kilka paczek popcornu i chipsów i pociągnął nas za sobą do salonu.
— Dokończymy to jeszcze — usłyszałam głos Nialla i skinęłam do niego głową.
Kiedy już Styles puścił moją dłoń, mogłam dostrzec jak chłopaki przerobili salon, żeby było nam wygodniej. Ciemna, skórzana kanapa, stojąca zazwyczaj na środku miękkiego, ciemnobrązowego dywanu była teraz podsunięta pod kredens z lewej strony, natomiast cały środek był wyłożony większymi i mniejszymi poduszkami, na których wszyscy siedzieli. Zajęłam miejsce między Joshem i Louisem, kiedy Zayn wkładał płytę z filmem do odtwarzacza. Światło w pokoju zgasło, a ja przyległam do brata, jakby był ostatnią deską ratunku na całym świecie. Liam, widząc moją reakcję, szybko zapalił małe żarówki w kredensie, które dodatkowo z wielkim telewizorem rozjaśniły pokój. Odprężyłam się odsuwając się nieco od chłopaka.
— Przepraszam — szepnął Payne w moją stronę, na co posłałam mu lekki uśmiech.
Chwilę później dowiedziałam się, że oglądamy horror Sinister. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc tytuł. Oglądałam już ten film, więc mogłam spokojnie postraszyć trochę swoich towarzyszy. Już po kilku minutach filmu, kiedy rozległa się, jak to w horrorach, mroczna muzyka, mająca na celu zbudowanie napięcia, dźgnęłam wpatrzonego w ekran Lou w bok, na co podskoczył, krzycząc. Przygryzłam wargę tłumiąc śmiech, kiedy mordował mnie swoim spojrzeniem.
Wiedziałam, że będzie chciał się odegrać, jednak miał marne szanse, bo doskonale znałam film. Patrzyłam w telewizor i zastanawiałam się, co dziś robiła Alex, a także jak Erykowi minął dzień. Ostatecznie stwierdziłam, że gdy skończy się film zadzwonię do nich, ale moje plany wzięły w łeb, gdyż chwilę później zasnęłam z głową na ramieniu Josha.

-JOSH-

Usłyszałem głośny krzyk, przez co szybko poderwałem się z łóżka, spoglądając na zegarek. Było parę minut po trzeciej, a ja kompletnie nie orientowałem się, co się dzieje. Stałem obok łóżka, zastanawiając się czy naprawdę coś słyszałem, czy po prostu wyobraźnia po filmie płata mi figle.
— Odejdź! — Piskliwy, zrozpaczony głos rozległ się po mieszkaniu.
Katrin!
Wybiegłem z pomieszczenia, mijając po drodze zdezorientowanego Liama. Szybko wpadłem do pokoju siostry, która teraz nie przestawała krzyczeć. Próbowała dosłownie wszystkiego, nawet zwykłego pisku i dziwiłem się, jakim cudem nadal jest pogrążona we śnie. Patrzyłem niczym sparaliżowany na łzy, wypływające spod mocno zaciśniętych powiek i traciłem zmysły. Co do cholery właśnie się działo?!
Rzuciłem się w stronę łóżka, potrząsając dziewczyną, aż w końcu jej oczy się otworzyły. Była przerażona i w pierwszej chwili odskoczyła ode mnie na drugi koniec materaca, jednak gdy tylko z powrotem na mnie spojrzała, przylgnęła do mnie mocno się wtulając. Objąłem ją, gładząc miarowo jej plecy i szepcząc różne uspokajające słowa. Nie miałem pojęcia, co się z nią działo, jednak doskonale wiedziałem, że nie chcę nigdy więcej zobaczyć takiego stanu. To było naprawdę straszne.
Płakała. Jej łzy moczyły moją koszulkę, jednak to nie miało znaczenia. Chciałem, żeby się uspokoiła, uśmiechnęła i powiedziała, że jest okay. Ale nie robiła tego. Czułem jak drży i słyszałem jej tłumiony szloch. Dlaczego?
Kątem oka zauważyłem jak Liam mówi do pozostałej czwórki, że najlepiej będzie nas zostawić samych, po czym wychodzą, a Katrin z chwili na chwilę się odpręża, po czym jej płacz całkowicie ustaje. Kiedy chciałem ją zapytać, czy już wszystko w porządku zorientowałem się, że jej uścisku jest znacznie słabszy niż na początku. Odsunąłem się nieco i zauważyłem, że zasnęła. Odetchnąłem, przykrywając ją i wstałem, żeby wrócić do siebie, jednak poczułem uścisk dziewczyny na nadgarstku.
— Możesz zostać? — zapytała niepewnie.
— Oczywiście — odparłem, całując ją w czoło.

-ALEX-

Ziewnęłam po raz kolejny, wpatrując się w ekran laptopa. Powinnam pójść spać już kilka godzin temu, jednak nie mogłam tak po prostu przestać oglądać kolejnych odcinków. Po prostu one wszystkie kończą się w takich momentach, że nie można się oderwać. Bo, co jeśli mega przystojny Tate straci Violet?!* To byłoby straszne. Zamknęłam oczy, pocierając je dłońmi, kiedy odcinek się skończył. Nie, więcej nie oglądam, powiedziałam sobie, zamykając przeglądarkę. Chociaż... okay, tylko pięć minut na sprawdzenie Twittera. Szybko otworzyłam przeglądarkę, wpisując odpowiedni adres i przeglądałam stronę główną.
— Co, do cholery?! — wrzasnęłam,po czym szybko zatkałam sobie usta dłońmi, przypominając sobie, że ścianę obok śpi moja mama.
Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w ekran. To nie mogła być prawda...

Patrzyłam z szeroko otwartą buzią na zdjęcie. Katrin i... Liam z Harrym?! Jak?! Przecież miała jechać do Josha. Okay, wiem, że on jest ich perkusistą, ale nie sądziłam, że ona się z nimi spotka. Poza tym, przecież ich nienawidzi. Czemu jest uśmiechnięta?! Dlaczego nic mi nie powiedziała?
Zmarszczyłam brwi, widząc pytanie ponad zdjęciem. Czyli teraz wszyscy będą węszyć, później odkryją, że jest siostrą Josha i będzie sławna i... Jasna cholera! Jej zdjęcia i dane będą w sieci, a to oznaczało, że on mógł wrócić. Mógł? O czym ja w ogóle myślę? To był alarm dla nas wszystkich. On na pewno wróci, żeby ją dopaść, a później dopadnie mnie. Wszystko było tylko kwestią czasu.


*Alex oglądała serial American Horror Story, który oczywiście polecam :)


Od autorki: Witajcie! kolejny raz nieco przeciągnęłam dodanie rozdziału, wybaczcie. :c
Ogólnie to chyba nie jest, aż tak źle... nie jest, prawda? Czekam na wasze opinię.
Zanim skończycie czytać, chciałam wam powiedzieć, że wpadłam na pewien pomysł. Tydzień po dodaniu rozdziału na moim Twitterze (macie podanego po prawej) będzie pojawiała się sklejka ze zdjęciami, które będą ukazywały, co mniej więcej wydarzy się w nowym rozdziale. Myślę, że to ułatwi wam wyczekiwanie na niego. :)
Co myślicie o tym pomyśle?
I jak wam się podoba nowy wygląd? xo