29.12.2013

Prolog.

Katrin's POV:
 
— Naprawdę nie chcę mi się iść — jęknęłam po raz kolejny, słysząc dalsze błagania ze strony przyjaciółki.
— Prooooooooszę. Pójdziemy tam tylko na godzinę. Muszę się tam pojawić, a bez was będę sama — mówiła Alex, spoglądając raz na mnie, a raz na stojącego przy oknie bruneta. — Nie zrobicie tego dla mnie? — zapytała, robiąc minę zbitego psiaka.
Och, no dobra – odparłam, przewracając oczami, na co chłopak parsknął śmiechem. No, co?
Wiedziałem, że ulegniesz, gdy zrobi tę minę — odpowiedział dumnie, wyciągając rękę w stronę blondynki, która wręczyła mu kilka banknotów.
Poważnie? Zakładacie się o takie głupoty?
Jakoś trzeba zyskać parę groszy — mówił brunet, licząc pieniądze, po czym wyszczerzył się w stronę stojącej obok dziewczyny. — Interesy z tobą to czysta przyjemność.
Och, zamknij się — odparła, wywracając teatralnie oczami. — To nie zmienia faktu, że jesteś idiotą.
Normalnie, pewnie słysząc taką rozmowę, już dawno śmiałabym się jak głupia, ale akurat do pogawędek tej dwójki byłam przyzwyczajona. Alex i Eryk to moi najlepsi przyjaciele. Zawsze trzymaliśmy się razem i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Gdy obydwoje zakończyli swoją wymianę zdań, rozpoczęły się przygotowania. Blondynka zakopywała mnie stertą ubrań i kazała przymierzać wszystkie po kolei. Wspomniałam już, że nienawidzę czegoś takiego? Och, chyba nie. Więc nienawidzę przymierzania ubrań, prawie tak bardzo jak zakupów. Doprowadza mnie to do szału.
Gdy już każdy był gotowy, wyszliśmy z domu. Przy długim marudzeniu Alex nawet zgodziłam się na założenie sukienki, co, wierzcie mi, jest wielkim wyczynem. Trzeba przyznać, że była ładna, ale mimo wszystko nie lubię ubierać się w takie rzeczy.
Kitty, już jesteśmy — usłyszałam głos przyjaciela i posłałam mu uśmiech, po czym wyszłam z samochodu. — Dzięki, za podwiezienie, tato — dodał chłopak, po chwili stając obok mnie i blondynki.
Boże, nie wiedziałam, że tu będzie tyle osób! — odezwała się zachwycona, nie spuszczając oczu z tańczącego tłumu, który było widać za oknem. — Ten to potrafi urządzić imprezę!
Tylko godzinę – powiedziałam, zamykając na chwilę oczy.
Jasne — mruknęła. — Tylko ty potrafisz tak szybko sprowadzić mnie na ziemię — przewróciła oczami, na co ja wybuchłam śmiechem, a Eryk mi zawtórował.
Naprawdę, Alex. Nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć.
Skinęła głową z wyraźnym grymasem, który zignorowałam, po czym razem ruszyliśmy w stronę domu. Tak, jak wspominał Mat, drzwi były otwarte. Weszliśmy do mieszkania i wtopiliśmy się w tłum, by wśród wszystkich znaleźć jubilata. Niestety, mając moje zdolności, już po kilku minutach zgubiłam przyjaciół. Przepychałam się między nastolatkami, witając się z tymi, których znałam, jednak nie mogłam nigdzie znaleźć ani Eryka, ani nawet Alex. A ja głupia myślałam, że ta jej neonowo-różowa kiecka będzie się odznaczała w tłumie. 
Kitty! — usłyszałam za sobą i szybko odwróciłam się w tamtą stronę. 
Hej, Mat — uśmiechnęłam się szeroko, przytulając do siebie chłopaka. — Wszystkiego najlepszego!
Dzięki — odparł z równie szerokim uśmiechem.
Stary się robisz — zaśmiałam się. — Siedemnastka już na karku.
No wiesz, co?! — udawał oburzenie, jednak szybko się roześmiał.
— Powiem ci to samo za kilka miesięcy. 
Do mojej jeszcze prawie rok. Pewnie do tej pory zapomnisz — ponownie się zaśmiałam, na co on mi zawtórował.
Fajnie, że tu jesteś, Kitty. Przyszłaś sama?
Nie. Alex i Eryk też są, tylko trochę mi zginęli.
Jak ich znajdę to powiem, żeby cię szukali — powiedział mrugając, a ja posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech. — Muszę jeszcze przywitać pozostałych, więc idę dalej. Baw się dobrze — dodał, po czym przytulił mnie lekko i zniknął w tłumie.
Westchnęłam głośno, ruszając w stronę długiego stołu. Spodziewałam się przecież, że gdzieś mi znikną, ale nie sądziłam, że będzie to zaraz po wejściu. Pokiwałam głową z nadzieją, że szybko mnie znajdą. Wielki tłum, w którym większości osób nie znam, to nie moje klimaty. Sięgnęłam po plastikowy kubek, wypełniając go napojem i pociągając sporego łyka coli, odsunęłam od siebie wszystkie myśli. Przecież przyszłam się tu bawić, a nie zadręczać tym, że zgubiłam przyjaciół. W końcu i tak mnie znajdą.
Witaj, księżniczko — usłyszałam za sobą głęboki, zachrypnięty głos.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie mi on towarzyszył przez długi czas.

~*~

Z szerokim uśmiechem wpatrywałam się w zegar wiszący nad tablicą. Tylko pięć minut dzieliło mnie od spotkania. Słyszałam chichotanie przyjaciela, który wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. To przecież nie moja wina, że chciałam już koniec tych wszystkich lekcji.
— Kitty, opanuj się — usłyszałam szept Eryka. — Moore zaraz cię zagryzie za nieuważanie na jej lekcji. — Próbował naśladować głos nauczycielki, jednak przez szept nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
— W minutę mnie chyba nie zagryzie. — Wyszczerzyłam zęby w stronę przyjaciela.
Od imprezy u Mateusza minęły dokładnie dwa miesiące, więc teraz mamy grudzień. Spojrzałam na okno i z uwagą wpatrywałam się w spadający z nieba śnieg. Już niedługo święta… Uwielbiam ten klimat. Cała rodzina siedzi przy stole. Nikt na nikogo się nie gniewa, bo przecież nie można psuć nastroju. Jednak byłam niesamowicie ciekawa, czy w tym roku będzie tak samo, czy może Josh znowu nie przyjedzie. Zamknęłam oczy, spuszczając głowę. Nie mogłam uwierzyć w to, że brat całkowicie zerwał ze mną kontakt. Rozumiem, że mocno pokłócił się z rodzicami, ale ja przecież jestem jego siostrą. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy… a może tylko mi się wydawało, że tak było? Dźwięk dzwonka odepchnął ode mnie wszystkie myśli, pozostawiając tylko te o spotkaniu. Pisnęłam uradowana, podnosząc się z miejsca tak szybko, że krzesło, na którym siedziałam runęło na ziemię, wywołując głośny huk i karcące spojrzenie nauczycielki. Szybko spakowałam swoje rzeczy i podniosłam krzesło, po czym wybiegłam z sali, mając wrażenie, że pozostawiam za sobą, jakąś palącą ścieżkę. Słyszałam jeszcze głośny śmiech Eryka, który gdzieś z tyłu wychodził z klasy, jednak absolutnie mnie to teraz nie interesowało. Pobiegłam do szatni, wpadając po drodze na kilku innych uczniów i przepraszając wszystkich pod nosem. W końcu dotarłam do upragnionego miejsca, gdzie szybko zmieniłam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę nawet jej nie zapinając. Założyłam plecak i wybiegłam z klasy, po czym przystanęłam w miejscu, uśmiechając się szeroko. Był tylko kilka metrów ode mnie. Równie cudowny, co w dniu, gdy go spotkałam. Ciągle w głowie odbijało mi się echem jego powitanie. Kto by pomyślał, że zostanę na imprezie o kilka godzin dłużej ze względu na poznanego chłopaka? Nawet Alex była zaskoczona, gdy po godzinie w końcu udało jej się mnie znaleźć, a ja zaczęłam marudzić, że jeszcze nie chcę jechać. To nie moja wina, że gdy tylko spojrzałam w jego błękitne tęczówki, zapominałam o wszystkim. Stał nonszalancko oparty o swój motor, wpatrując się we mnie z lekkim uśmiechem. Zbiegłam ze schodów i podbiegłam do niego, na co mocno przytulił mnie do siebie, unosząc i obracając w powietrzu. Niczego więcej nie potrzebowałam. Zaciągnęłam się jego mocnymi perfumami, po czym z powrotem poczułam grunt pod nogami.
— Tęskniłem, księżniczko. — Uśmiechnął się szeroko, składając na moich ustach krótki pocałunek.
— Ja też tęskniłam — szepnęłam, patrząc w jego oczy, gdy poczułam charakterystyczny dźwięk suwaka. Spojrzałam zdezorientowana na swoją zapiętą kurtkę, a następnie z powrotem na niego.
— Nie chcę, żebyś była chora — odpowiedział na moje nieme pytanie, całując mnie w czoło.
— Oczywiście — mruknęłam. — Chyba nie wiesz, co tracisz… Wiesz, mógłbyś spędzać całe dnie w moim towarzystwie. — Mrugnęłam do niego, a w jego tęczówkach zauważyłam niemałe rozbawienie.
— Nie kombinuj. — Zaśmiał się, chowając mój plecak do schowka w siedzeniu, po czym wręczył mi jeden kask, a na siebie założył drugi.
Pisnęłam zadowolona w duchu, wsiadając na tylne miejsce. Objęłam chłopaka w pasie i już po chwili usłyszałam warkot silnika, po czym pojazd ruszył. Gdy wyjeżdżaliśmy ze szkolnego parkingu, zauważyłam jeszcze przyjaciół, którzy wychodzili z budynku. Mimo wszystko zdążyłam zauważyć na twarzy Alex, malujący się niepokój. Bała się o mnie. Od samego początku nie polubiła Dylana. Nawet nie próbowała go zaakceptować. Twierdziła, że coś jest z nim nie tak. W dodatku przerażał ją jego wiek. Była moją przyjaciółką i martwiła się, a ja nie mogłam nic na to poradzić. To nie moja wina, że on ma dwadzieścia lat, a ja szesnaście. Przecież wiek to tylko liczba, a cztery lata różnicy to niewiele. Jednak nie da się tego wytłumaczyć mojej przyjaciółce.
— Skarbie, jesteśmy — usłyszałam jego głęboki głos i z uśmiechem zeskoczyłam z motoru.
Zauważyłam dość duży dom jednorodzinny w jasnym odcieniu pomarańczowego z czerwonymi dachówkami oraz tego samego koloru drzwiami. Dwa piętra, ogromne podwórko i brama ze złotymi zdobieniami. Odwróciłam się, spoglądając pytająco na bruneta. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest zestresowany. Podeszłam bliżej i mocno przytuliłam się do jego torsu. Był o wiele wyższy ode mnie, nawet nie sięgałam mu do ramienia. W dodatku jego sylwetka była niesamowicie umięśniona i czasami miałam wrażenie, że wyglądam przy nim jak dziecko... A może faktycznie tak było?
— Chodź — powiedział nagle, całując mnie w czubek głowy.
Skinęłam głową i odsunęłam się od niego. Chwilę później splótł nasze palce i razem ruszyliśmy w stronę drzwi. Czułam jego mocny uścisk, ale nie zamierzałam pytać, o co chodzi. Przez te dwa miesiące znajomości i miesiąc związku zauważyłam, że ciężko mu mówić o tym, co czuje. Stara się z tym uporać sam... Ciekawiło mnie jedynie, skąd ma taki nawyk. Jednak taki właśnie był, mimo wszystko... to w takim Dylanie zaczynałam się zakochiwać. Zatrzymał się nagle kilka centymetrów od drzwi i odwrócił do mnie. Ujął moją twarz w dłonie i nasze spojrzenia się spotkały.
— Pamiętaj tylko, że jesteś dla mnie ważna, Kitty — jego szept i słowa, które wypowiadał, spowodowały szeroki uśmiech. — Mimo wszystko — dodał, całując mnie w czoło, po czym odwrócił się i otworzył drzwi, przepuszczając mnie przodem.
Gdy tylko weszłam do mieszkania, usłyszałam wesołe rozmowy i cudowny zapach pieczonego kurczaka. Zdjęłam swoją kurtkę, którą brunet od razu ode mnie odebrał, po czym zdjęłam buty i spojrzałam na Dylana. Uśmiechnął się nerwowo w moją stronę po czym splótł nasze palce i ruszyliśmy w stronę kuchni. Już dochodząc do drzwi, zauważyłam cudownie zastawiony stół, a śmiech domowników stawał się głośniejszy. Zaczęłam się denerwować, bo byłam niemalże pewna, że zmierzam do poznania jego rodziców. Szkoda tylko, że mnie o tym nie powiadomił. Wtedy pewnie wyćwiczyłabym wszystko by nie dać żadnej plamy, a w tym momencie nie miałam na to czasu. Moje serce znacznie przyśpieszyło i mocniej uścisnęłam dłoń bruneta.
— Wszystko w porządku? — zapytał szeptem, zatrzymując się i spoglądając na mnie.
Pokiwałam głową, posyłając mu słaby uśmiech. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, a najlepszym dowodem na to było zmarszczenie brwi. Jednak najwyraźniej domyślił się, o co chodzi, bo delikatnie uścisnął moją dłoń i przekroczył próg kuchni, a ja byłam tuż za nim. Rozmowy i śmiechy nagle ucichły i trzy pary oczy wpatrywały się raz we mnie, a raz w Dylana, co było strasznie krępujące.
— Chciałbym, żebyście poznali moją dziewczynę, Katrin — odezwał się nagle brunet, sprawiając, że wszyscy skupili swój wzrok na mnie. — Kitty, to moja mama, Anette, mój tata, Paul, a także moja siostra, Annie.
— Och, strasznie się cieszę, że mogę cię w końcu poznać — odezwała się starsza kobieta, podchodząc do mnie i podając mi swoją dłoń.
— Ja również się cieszę — uśmiechnęłam się, po czym uścisnęłam dłoń kobiety.
Następnie przywitałam się ze starszym mężczyzną, po czym przyszedł czas na dziewczynę. Żadne z nich nie było podobne do bruneta. W sumie nawet nie starałam się szukać podobieństwa. Przecież wiedziałam, że są jego rodziną zastępczą. Annie była w moim wieku, miała długie jasnobrązowe loki opadające kaskadami na jej ramiona, a także ciemnozielone oczy. Była wyższa ode mnie, ale nie jakoś specjalnie wysoka, za to jej figury mogłaby pozazdrościć nie jedna modelka. Anette była niska i drobna z bardzo jasnym odcieniem włosów, natomiast Paul był wysokim, szczupłym szatynem.
— A gdzie Filip? — zapytał brunet oplatając moja talię.
— Za pół godziny kończy zajęcia, więc niedługo będzie — odpowiedziała z uśmiechem kobieta.
— To my na razie pójdziemy do mnie.
— Oczywiście. Zawołam was na obiad.
Skinął głową, po czym razem ruszyliśmy na górę. Po wejściu na piętro poprowadził mnie do odpowiedniego pokoju i przepuścił w drzwiach. Niepewnie weszłam do środka i... rozejrzałam się zaskoczona wyglądem pomieszczenia. Pokój był w jasnym odcieniu brązu, a wszystkie szafki były w ciemnym odcieniu tego koloru. Może to głupie, ale spodziewałam się czegoś ciemniejszego. Odwróciłam się w stronę bruneta i zauważyłam, że przygląda mi się z lekkim uśmiechem.
— Coś się stało? — zapytałam cicho, na co on podszedł i mocno mnie przytulił.
— Nie, nic się nie stało. Po prostu jesteś pierwszą osobą, która weszła do mojego pokoju — powiedział cicho.
Na dźwięk jego słów uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam w jego tors. Uwielbiałam to robić. Wtedy przypominałam sobie opowieści mojej mamy o ludzkiej duszy. Otóż jej zdaniem, gdy rodzi się człowiek dusza spada z nieba i uderzając o podłoże świata rozpada się na dwie części, więc ludzkie życie polega na odnalezieniu tego drugiego kawałka. A ja całym swoim sercem wierzyłam, że to właśnie Dylan ma połowę mojej duszy. Nawet nie próbowałam wmawiać sobie, że tylko mi się tak wydaje. Ja po prostu chciałam, żeby to okazało się prawdą.
Usiadłam przy stole, a miejsce obok mnie zajął brunet. Proponowałam nawet pomoc Anette w przyszykowaniu wszystkiego, ale grzecznie odmówiła, twierdząc, że sobie poradzi. Takim sposobem siedziałam przy stole z Dylanem, Annie oraz Paulem, prowadząc miłą rozmowę z całą trójką. Najstarszy mężczyzna cały czas posyłał w moją stronę pytania, zaczynając od tego, jak poznaliśmy się z jego "synem", kończąc na tym, co planujemy dalej. Na szczęście w porę wróciła kobieta, podając każdemu po kolei obiad, po czym postawiła ostatni talerz na jedynym wolnym miejscu przy stole, a sama usiadła obok swojego męża. Każdy zabrał się za swój posiłek, jednak przy stole nie panowała cisza. Z uwagą słuchałam różnych zabawnych opowieści kobiety, kiedy jedna z nich została przerwana głośnym trzaskiem drzwi. Wszyscy nagle ucichli.
— No cześć rodzinko, co mamy dziś... — urwał, gdy tylko stanął w progu i dostrzegł moją osobę. — Okay, kto to jest? — zapytał, wskazując na mnie palcem, na co brunet głośno westchnął.
— Filip, poznaj Katrin, moją dziewczynę — powiedział dokładnie podkreślając ostatnie dwa słowa. — Kitty, to mój brat, Filip — dokończył, a ja posłałam w stronę chłopaka lekki uśmiech.
— Powiedzmy, że jedno już wiem. Po co ją przyprowadziłeś? — zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
— Bo jest moją dziewczyną? — odpowiedział, jakby to było oczywiste.
— Raczej kolejną dziwką na kilka dni — odezwał się aroganckim tonem.
— Filip — upomniała go Anette, jednak nastolatek zignorował słowa matki.
Chyba nie muszę mówić, jak bardzo uraziły mnie jego słowa, bo to raczej nieistotne. Przynajmniej nie było w tamtym momencie. Usłyszałam charakterystyczny zgrzyt zębów i gdy przeniosłam wzrok na Dylana, zauważyłam, że wszystkie jego mięśnie były wyraźnie napięte. Starał się je kontrolować, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
— Prawda boli? — zapytał przesłodzonym głosem, wpatrując się z chamskim uśmiechem prosto we mnie.
— Stul twarz — warknął brunet przez zaciśnięte zęby.
— Bo? — zaśmiał się, przenosząc wzrok na niego. — Nie mam zamiaru jeść w towarzystwie jakiejś taniej szmaty! — wrzasnął i właśnie w tym momencie przesadził.
Głośny huk rozniósł się po pomieszczeniu, oznajmiając zderzenie krzesła z podłogą. Ze świstem wciągnęłam powietrze, gdy zauważyłam, że Dylan kieruje się w stronę swojego przyrodniego brata. Szybko poderwałam się z miejsca i w ostatniej chwili złapałam bruneta za rękę, co na chwilę go zatrzymało, jednak gdy tylko stojący naprzeciwko blondyn parsknął śmiechem nie zdążyłam zareagować. Dwudziestolatek wyrwał rękę z mojego uścisku i z całej siły uderzył młodszego chłopaka. Gdy tylko zauważyłam, że szykuje się do kolejnego ciosu rzuciłam się w jego stronę stając mu na drodze i mocno przytulając się do jego torsu. Nie obchodziło mnie to, jak głupio musiałam wyglądać. Mimo, że blondyn nazwał mnie "dziwką", to wiedziałam, że Dylan nie powinien go bić. Byli braćmi... Nie łączyły ich więzy krwi, ale jednak byli ze sobą spowinowaceni. Poczułam, że brunet zaczął się uspokajać i odetchnęłam z ulgą, gdy objął mnie, wtulając twarz w moje włosy.
— Przepraszam — szepnął tak, bym tylko ja to usłyszała.
Skinęłam głową, na znak, że usłyszałam i mocniej wtuliłam się w jego ciało. Wiedziałam, że jest niebezpieczny... dowiedziałam się o tym kilka dni po imprezie. Na początku mnie przerażał, jednak gdy stanął w mojej obronie wiedziałam, że nie powinnam się go bać. Był wybuchowy i nieprzewidywalny… ale wierzyłam w to,  że w środku jest po prostu zagubiony.

~*~

— Kitty, zwariowałaś?! Nie możesz tak żyć! On cię krzywdzi — krzyk blondynki rozległ się po całym jej mieszkaniu i w duchu dziękowałam Bogu, za to, że jej mama wyszła.
— Przestań, Alex. To nie tak... ja... to był wypadek — starałam się jakoś wytłumaczyć całe zajście.
Spojrzałam na siedzącego niedaleko mnie Eryka, posyłając mu błagające spojrzenie, jednak nie pomógł mi i nadal wysłuchiwałam kazań dziewczyny. Wiedziałam, że przyjaciel też ma mętlik w głowie. Sam nie potrafił uwierzyć w to, co odkryła blondynka. Jednak mogłam się spodziewać tego, że zwykła bandanka nie pomoże w ukryciu tak wielkiego siniaka, przynajmniej nie przy Alex.
— Czemu do cholery się na to godzisz?! Spójrz na swój nadgarstek, jest praktycznie cały siny. Nie rozumiesz, że to chore? — jej głos powoli się uspokajał, jednak nie na tyle, by złość całkowicie opuściła jej ciało.
— Kocham go — szepnęłam, przerywając kolejne zdanie.
— Kitty — słowa chłopaka przerwały panującą ciszę. — Chcemy dla ciebie dobrze. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i... martwimy się. Ja... ja naprawdę przepraszam, za to co za chwilę powiem, ale, Kitty, ty nie możesz z nim być.
Zamarłam. Wpatrywałam się z bólem w Eryka, nie wierząc w to, co powiedział. Czułam zbierające się w oczach łzy. Spuściłam głowę, by ich nie zobaczył, choć wiedziałam, że pewnie już i tak to widział.
To nie było tak, jak oni myśleli. On przecież mnie kochał. Nie chciał zrobić mi krzywdy, po prostu kłóciliśmy się i za mocno mnie złapał. Czasami zapominał jak wiele siły w sobie ma  i to tylko przez to teraz miałam ogromny ślad na nadgarstku. To tylko jedna sytuacja, która miała nigdy więcej się nie powtórzyć.
Poczułam dłoń Alex na swoim ramieniu, przez co uniosłam głowę i spojrzałam prosto w jej niebieskie tęczówki wypełnione jedynie czystą troską.
— Chcę twojego szczęścia — zaczęła, siadając obok mnie. — Wierzę też w to, że w końcu zobaczysz, że on ci go nie da. Mam tylko nadzieję, że nie dostrzeżesz tego za późno — westchnęła, ściskając moją dłoń.

~*~

Głośna muzyka rozbrzmiewała w klubie, wprawiając w drżenie wszystko dookoła. Uśmiechnęłam się szeroko, zerkając w błękitne tęczówki chłopaka. Tańczyliśmy w tłumie ludzi, ale zdawałoby się, że to nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Liczyliśmy się tylko my. Często chodziliśmy do klubów, więc byłam przyzwyczajona do panującego tłoku i nauczyłam się całkowicie go ignorować. Skupiałam się na tym, co naprawdę było dla mnie ważne, a mianowicie na roześmianym brunecie, w którego objęciach aktualnie tańczyłam. Zrobiłam kolejny obrót, dokładnie tak, jak prowadził mnie Dylan i poczułam, jak mocniej przyciąga mnie do siebie. Zaśmiałam się, gdy niespodziewanie schylił się i nasze usta na krótki moment się zetknęły. Splotłam ręce na jego karku i wtuliłam się mocniej w jego ciało.
— Kocham cię — usłyszałam jego głos przy uchu i odsunęłam się od niego, by spojrzeć w jego cudowne oczy.
Nie mówiliśmy sobie tego dość często. Zdarzało się to głównie w wyjątkowych momentach i pewnie było tak, dlatego, że żadne z nas nie lubiło mówić o swoich uczuciach. Wiedzieliśmy, co czujemy w środku. Jednak ciężko było nam się tym podzielić.
Od początku naszego związku minęło już dokładnie czternaście miesięcy. Do tej pory pamiętam rocznicową kolację, którą sam przyrządził. Odruchowo spojrzałam na srebrny naszyjnik, który miałam na sobie. Odkąd go dostałam, praktycznie wcale się z nim nie rozstawałam. Niby nie było to nic nadzwyczajnego. Większość mogłaby powiedzieć, że to zwykłe srebrne serce na łańcuszku, ale dla mnie było ono wyjątkowe, ponieważ dostałam go od niego na znak tego, co czuje. Przeniosłam wzrok na jego nadgarstek, który zdobił dość duży zegarek na skórzanym pasku, który ode mnie dostał. Na tarczy ze wskazówkami była pierwsza litera mojego imienia, co strasznie go ucieszyło. Mimo jego impulsywności, byłam z nim szczęśliwa. Jasne, zdarzały się sytuacje, gdy byłam wręcz przerażona tym, co może zrobić, ale bywało to sporadycznie. Chociaż nie ukrywam, że jego znajomi przyprawiali mnie o dreszcze.
— Też cię kocham — powiedziałam głośno, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę, co najwyraźniej mi się udało, ponieważ na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech, ukazujący jego śnieżnobiałe zęby.
Dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się lekko, gdy pod palcami poczułam delikatny zarost. Wspięłam się na palce i złączyłam nasze usta w pocałunku. Miałam zamiar tylko musnąć jego usta, ale przerodziło się to w coś zupełnie lepszego. Nasze języki stykały się ze sobą. Wplotłam palce w jego kruczoczarne włosy, pociągając delikatnie za ich końce, co spowodowało jego uśmiech, który mogłam poczuć przy pocałunku. Gdy moje płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa, oderwałam się do chłopaka. Obydwoje próbowaliśmy unormować oddechy. Brunet schylił się, sprawiając, że nasze czoła stykały się ze sobą.
— Jesteś moja, księżniczko — odezwał się, patrząc w moje oczy.
— Tylko twoja — odparłam i z powrotem poczułam jego usta na swoich.
Nagle muzyka w pomieszczeniu ucichła, powodując jęk wszystkich, którzy tańczyli na parkiecie. Odsunęłam się od Dylana zdezorientowana całą sytuacją i przeniosłam wzrok na konsolę, gdzie trzech mężczyzn próbowało naprawić problem. Wszyscy uważnie się w nich wpatrywali. Poczułam ucisk na swojej dłoni i dokładnie w tym samym momencie wszystkie kolorowe światła zgasły. Nastała ciemność. Słyszałam różne piski i krzyki. Panika rozniosła się po wszystkich i sama zaczynałam się bać.
— Kitty, chodź! — usłyszałam głos bruneta i lekkie pociągnięcie, bym wiedziała, w którą stronę mam iść.
Posłusznie ruszyłam za nim. Szybkim krokiem przemierzaliśmy klub. Zastanawiałam się skąd on wie, w którą stronę powinniśmy iść, skoro wszędzie panował mrok. Jednak na razie postanowiłam odsunąć od siebie te pytania. Każdy się przepychał, przez co było mi dwa razy trudniej nadążyć za Dylanem. Cały czas ktoś na mnie wpadał, aż poczułam ból w żebrach spowodowany mocnym zderzeniem z czyimś łokciem. Przyśpieszyłam doganiając bruneta. Jego uścisk stawał się lżejszy... albo ja miałam omamy. Poczułam szarpnięcie w jego stronę, bardzo mocne szarpnięcie. Chyba się z czymś zderzyłam, bo poczułam niesamowity ból... później była już tylko ta przeraźliwa ciemność.

~*~

Krzyk. To jedyne, co ostatnio słyszałam. Znowu wrzeszczał... znowu na mnie. Siedziałam skulona pod ścianą z twarzą ukrytą w kolanach. Liny na związanych nadgarstkach chyba całkowicie zdarły mi skórę. W dodatku nie mogłam niczego zobaczyć przez materiał zawiązany na oczach. Nie wiem, ile dni minęło od mojego przybycia tutaj...  do piekła. Miałam wrażenie, że już wieczność proszę o jakikolwiek ratunek, jednak nie potrafiłam określić godzin, dni... a może nawet miesięcy, które tu przesiedziałam. Wiedziałam jedynie, że za chwilę znowu zostanę ukarana. Wpadł w furię. Słyszałam jak rozbija wszystko na swojej drodze. A ja byłam następna. Usłyszałam charakterystyczny skrzyp deski tuż obok mnie i strach sparaliżował całe moje ciało. Skuliłam się jeszcze bardziej.
— Wstawaj, szmato — usłyszałam jego krzyk i mocne pociągnięcie za włosy, sprawiło, że stanęłam naprzeciwko niego, a chwilę później taśma z moich ust została zerwana, sprawiając tym samym niesamowite pieczenie i cichy pisk, wydobywający się z moich ust.
Był niesamowicie wysoki. Czasami miałam wrażenie, że jest taki jak... Dylan. Jednak szybko wyrzucałam to ze swojej głowy. To przecież nie mógł być on. Nie mógł... prawda?
— Boli — jęknęłam, gdy jego palce wbiły się w moje ciało.
— Właśnie o to chodzi, księżniczko — odparł, mocniej zaciskając palce na moim przedramieniu i byłam niemalże pewna, że właśnie się uśmiechał.
Głośny pisk wydarł się z mojego gardła, gdy usłyszałam trzask łamanej kości. Poczułam piekielny ból w przedramieniu, przez który nie potrafiłam opanować swojego krzyku, powodując tym samym mocne zderzenie jego dłoni z moim policzkiem, który od razu zaczął niemiłosiernie piec. Zagryzłam dolną wargę, by powstrzymać swój pisk. Paraliżujący ból opanował zarówno moje ciało, jak i umysł. Nigdy nie byłam na niego odporna. Nawet delikatne uderzenie, sprawiało, że w oczach zbierały mi się łzy, a on tak po prostu połamał mi kość. Mimo tego, że mężczyzna już mnie nie dotykał, pozostawił po sobie ślady. Miał rację, mówiąc mi, że jest Moim Największym Koszmarem. Dokładnie to mi powiedział, gdy ocknęłam się w tym miejscu i zapytałam się "kim jest". Teraz wiem, że to pytanie zdecydowanie było zbędne. Jednak nie wyjawił swojej prawdziwej tożsamości, ani nigdy nie miałam okazji usłyszeć jak ktoś się do niego zwraca. Tylko dlatego, że zazwyczaj był tu sam. Tylko raz przyprowadził ze sobą jakiegoś kolegę, który wcale nie był dla mnie delikatniejszy niż Mój Koszmar. Czasami był niesamowicie podobny do Dylana. Jego impulsywność, słowa, jakich używał, gdy się do mnie zwracał, a czasami nawet jego głos był takiej samej barwy, jak głos bruneta. Jednak uparcie wierzyłam w to, że osoba, którą kochałam nie wyrządziłaby mi tak wielu krzywd.
Jęknęłam z bólu, gdy jego dłoń spoczęła na złamanej kości. Byłam jak marionetka, którą on się doskonale bawił. Jego dłoń z impetem uderzyła w to samo miejsce, co kilka minut temu, sprawiając tym samym, że pisnęłam zaskoczona zarówno tak gwałtownym ruchem, jak i jego siłą.
— Masz być cicho — warknął, po czym jego dłoń spoczęła na moim ramieniu.
Powstrzymywałam się. Naprawdę starałam się nie reagować, nie myśleć o tym, że właśnie celowo, dla zabawy, sprawia mi ból. Nie chciałam go rozzłościć, jednak gdy jego dłoń mocniej nacisnęła, nie wytrzymałam i głośno pisnęłam, żeby przestał.
— Jesteś do niczego — wrzasnął, po czym mocno odepchnął mnie od siebie.
Jego siła, a także moje ograniczone ruchy i wrodzony brak równowagi, sprawiły, że już po chwili zderzyłam się z deskami. Na moje nieszczęście upadłam akurat w jakieś szkło, które rozbił w napadzie furii. Krzyknęłam głośno, gdy odłamki zaczęły się wbijać w skrępowane dłonie oraz poranione plecy. Zaczęłam płakać z nadzieją, że to wszystko przeminie, jednak jedyne, co usłyszałam to trzask drzwi. Zostawił mnie. Materiał zawiązany na oczach zaczął przesiąkać moimi łzami, a histeryczny szloch wydobywający się z mojego gardła, przerażał nawet mnie. Błagałam o pomoc, mimo tego, że wiedziałam, iż robię to na darmo. Przecież oprócz mnie nikogo nie było w piekle. Sama nie wiem do kogo mówiłam. Po prostu miałam dość, powoli słabłam. Ból ustawał, tak samo jak moje słowa, które zamieniały się w coraz cichszy szept. Wszystko się rozpływało. Jakbym... odchodziła. Usłyszałam jeszcze stłumiony huk otwieranych drzwi i ich zderzenie ze ścianą. Wrócił, żeby mnie dobić?
— Policja! Nie ruszać się! — krzyki rozniosły się po całym pomieszczeniu.
Chyba się trochę spóźniliście, pomyślałam. Wszystko przemijało. Już nie czułam bólu... Nie czułam nic. Po prostu już mnie tam nie było.

~*~

Ciemność? Ból... Nie! Nie, nie, nie, nie. To przecież niemożliwe. Odeszłam! Więc dlaczego nadal czuję ból? Dlaczego nadal otacza mnie ta przerażająca ciemność? Boże... dlaczego mi to robisz? Za co mnie tak nienawidzisz, że nie pozwalasz mi odejść?! Ale zaraz... Czemu słyszę miarowy dźwięk, jakby jakiejś maszyny? Chyba mi odbiło.
— Policja go nie odnalazła — usłyszałam dobrze znany mi szept. Tata... jak?
— Ale cokolwiek już mają? — Cichy głos rodzicielki dotarł do moich uszu.
— Nie. Nie wiedzą, kim był porywacz, a jakikolwiek ślad po nim... zaginął.
— Jak można być takim potworem? — Po sali rozległ się kolejny, dobrze znany mi głos. — Nie mogę uwierzyć w to wszystko. Wiedziałam, że był zdolny, żeby ją uderzyć... ale nie sądziłabym, że mógłby zrobić jej coś takiego.
— Alex. — Udało mi się usłyszeć zrezygnowany jęk przyjaciela. — Nie mają dowodów, że to był Dylan. Dobrze wiesz, że jak ją znaleźli to była sama.
— Ja wiem, że to był on — powiedziała stanowczo. — Od początku mówiłam, że coś jest z nim nie tak. Poza tym to on był z nią, gdy zniknęła.
— Nie zapominaj, że on również zniknął.
— Jasne, idioto. Przecież ją porwał! W dodatku teraz udało mu się uciec!
Głosy zaczęły się powoli zniekształcać. Słabłam... nie! Nie teraz, proszę. Spróbowałam otworzyć oczy, ale nie potrafiłam. Wszystko było zbyt trudne. Wymagało ode mnie zbyt wiele siły, której nie miałam. Jednak cały czas odbijały mi się w głowie słowa przyjaciółki. To przecież nie mógł być Dylan. Przecież on mnie kochał! Kochał mnie... kochał i to nie był on. Prawda?

~*~

— Potrzebuję tego, mamo. — Westchnęłam, przekonując kobietę do swojej decyzji. — Nie rozumiesz.
— Staram się, ale nie potrafię zrozumieć twojego toku myślenia, Katrin.
— Nie potrafię tu żyć. Naprawdę doceniam to, że przeprowadziliście się dla mnie ponad czterysta kilometrów od tamtego miejsca, ale to zbyt trudne. Tak wiele rzeczy przypomina mi o Dylanie, o Koszmarze i o tym, co przeżyłam zamknięta w tamtym śmierdzącym miejscu. Dlatego tego potrzebuję. Josh to mój ratunek, rozumiesz? To będzie nowe miejsce. Niczego tam nie będę znała i kompletnie nic nie będzie mi przypominało przeszłości. Proszę, pozwól mi — mówiłam, czując łzy spływające po moich policzkach.
— Dobrze. — Westchnęła głośno, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
— Ale do wakacji jeszcze dwa miesiące. Na razie skup się na nauce, córeczko — dodał tata, upijając łyk swojej kawy.
— Masz to jak w banku, tato. — Uśmiechnęłam się, wstając, po czym pobiegłam do swojego pokoju, by zadzwonić do brata.
Dwa miesiące do wyrwania się z tego wszystkiego. Jak dobrze, że odebrałam telefon od Josha, gdy nie było rodziców. Zapaliłam światło i wbiegłam do pokoju, rzucając się na łóżko. Szybko wybrałam odpowiedni numer i z szerokim uśmiechem nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Halo? — usłyszałam nieco zniekształcony głos brata.
— Smacznego. — Zaśmiałam się.
— Dzięki — odparł i byłam pewna, że szeroko się uśmiechnął.
— Mam wiadomość...
— Zaskocz mnie.
— Możesz naszykować jakiś dodatkowy materac w swoim mieszkaniu, bo będę u ciebie za dwa miesiące! — pisnęłam ucieszona, a po chwili usłyszałam okrzyki radości wydawane przez mojego brata.
To będą niesamowite wakacje. Z dala od wszystkich wspomnień. Dobrych, złych i tych neutralnych. Wszystko na nowo.



Od autorki: Przybyłam z prologiem. Mam nadzieję, że się spodobał.
Nie pytajcie, co ile będą się pojawiały rozdziały, bo nie mam pojęcia. Cały czas będę nad nimi pracowała. Jeżeli chodzi o długość, to jestem pewna, że będą gdzieś dwa razy takie jak prolog. Jakoś tak. :)

9 komentarzy:

  1. super mega prolog ... juz z niecierpliwością czekam na rozdział 1 ... poprostu fantastycznie piszesz
    pozdrawiam x.x

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze Twoje blogi są świetne i ten też! <3 Podoba mi się moment z Dylanem, gdzie wcześniej go nie było. ;)) Czytałam tamtą wersję i mam zamiar przeczytać też tą! ;* Życzę weny, czasu i możliwości do pisania ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Prolog jest cudny *_*
    Czekam z ciekawością na kolejne rozdziały :)
    Wcześni blog o Kitty przeczytałam 2 razy , bardzo mi się podobał ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cud dla mnie przeczytałam to w nie całe 20 minut :D Kobieto piszesz genialnie jezu : ** jaki długi prolog to jest jak rozdział ! A nawet i dwa ! :D :*

    Wpadnij do mnie czasem :)
    http://i-hate-world-i-hate-him.blogspot.com/
    http://tragediasprzedlatpowraca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. AWWWW SUPER CZEKAM NA ROZDZIAŁ 1 ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowite! Już mi się strasznie podoba. Mam nadzieję, że dasz radę mnie informować
    TT: @TinyDrug
    lub
    ( http://collision-fanfiction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  7. Boze ten prolog jest taki dlugi, ze w pewnym momencie zaczelam blagac, zeby umial mowic, bo mnie juz oczy bolaly, ale udalo sie i prolog wydaje sie fajny.
    A na przyszlosc czytaj co jest napisane w zakladce: oczekuje tego samego w zamian.
    Wiec licze, ze zostawisz jakis komentarz na moim blogu, uprzednio przeczytajac rozdzial, najlepiej przeczytaj wszystko od prologu. (Nadal moge usunac komentarz jakby co)
    :) i-need-friend.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! TO JEST PRZECIEŻ LEPSZE NIŻ BOSKIE
    ps. zapraszam do mnie :> też pisze :> komenty mile widziane :>

    OdpowiedzUsuń

xo